piątek, 30 listopada 2007

W grudniowym "Zwierciadle" króluje cisza. Tylko w ciszy człowiek potrafi usłyszeć siebie. Niezagłuszany niczym głos wewnętrzny pozwala na uporządkowanie życia i istnienie w zgodzie z samym sobą. Cisza to prawdziwa potęga. Bycie w cichej samotności oswaja myśli, rozjaśnia umysł. Jedni słyszą boga, drudzy swoje pragnienia i niepokoje. Uwielbiam swoją ciszę. To ważna część mnie. Tu porządkują się chaotyczne myśli, zadają się pytania i znajdują odpowiedzi. Tu kontempluję piękno i układam w szufladki uczucia, karcę się za złe zachowanie i nagradzam za odwagę.

czwartek, 29 listopada 2007

Zasłyszane
.
"Proszę Pana, ale to jest karygodne!"- odzywa się oburzony męski głos z końca autobusu. "To nie ładnie, że nie zabrał pan tej kobiety z przystanku. Tak, tak, proszę się nie drapać w oczko, panie kierowco. Do Pana mówię. Żenująca żenada."

wtorek, 27 listopada 2007

Nowa kuracja antybiotykowa- tym razem, gdyby zmienić pierwszą literę w nazwie leku, mielibyśmy fonetyczną (i foniatryczną) miłość po francusku. Pięknie- od razu chce się żyć. Łaskotana dreszczem podniecenia przełykam kolejne dawki w nadziei na rozkosz ozdrowienia.
...
Pierwszy śnieg zawsze kojarzy mi się z beztroską dzieciństwa. Otulam się nią szczelnie w te śnieżne wieczory, a wspomnienia nostalgicznie rozgrzewają.

czwartek, 22 listopada 2007

"Baletnice w różu" Edgar Degas
.
A co tam!
Na przekór pogodzie, jesieni i wszelkiej szarości tego świata- zwiewność różu cudnie wycienowanego przez Degasa.

wtorek, 20 listopada 2007

Wpadłam w temat aury- nie tej ponurej zza okna, ale aury otaczającej człowieka. Fascynujący temat. Będąc nastolatką (tak już cholera mogę powiedzieć) dużo na ten temat czytałam, próbując jednocześnie w praktyce zobaczyć swoją własną aurę- oczywiście tylko tę część najbliższą ciału. Jeśli nie mylił mnie mój wzrok i świadomość coś tam udało mi się zobaczyć, choć dziś już nie dowierzam swoim ówczesnym odczuciom. W każdym bądź razie wierzę, że energia, którą wytwarza, przetwarza, filtruje nasze ciało i świadomość nie kończy się na koniuszkach naszych palców, a emanuje również na zewnątrz, wpływając na to co dzieje się wokół.

poniedziałek, 19 listopada 2007

Godzina 16. Zmrok zapada w zastraszającym tempie. Trzecia jazda. Wsiadam. Siedzenie- przysuwam. Sprawdzam zagłówek. Zapinam pas. Włączam silnik, światła, zwalniam ręczny, wycofuję. Na razie całkiem zgrabnie. Wjeżdżam na ruchliwą ulicę. Szalony instruktor każe skręcać w lewo. A ja patrzę zdumiona na tę feerię barw i świateł wokół mnie. Mruga, miga, błyszczy, rozmazuje się, intensywnieje, rozkojarza. Ciemne powietrze drży od światła. Zielone, czerwone, pomarańczowe, błyszczą karoserie, lusterka, szum, szaleństwo.... Samochód zgasł. A tak byłam dumna, że podczas pierwszych jazd ani razu mi się to nie zdarzyło. Sukces wymaga poświęceń- przełykam gorzką pigułę, nie ma czasu na refleksję, bo trzeba do przodu, bo wszyscy pędzą. I dzisiaj z ręką na sercu mówię, że podziwam moją młodszą siostrę- lat 23, staż kierowcy lat 5. Mam nadzieję, że kiedyś jej dorównam.

niedziela, 18 listopada 2007

Kapię z nosa. Miotam się między kanapą i "Dziennikiem" Iwaszkiewicza, a laptopem i natłokiem informacji ze świata. Niedziela, a ja nurzam się w chorobie, nie mogę znaleźć sobie miejsca. Co za strata czasu! Nie cieszy kubek z pyszną kawą, nie cieszy domowe zacisze. Bunt organizmu przeciw wszelkim rozkoszom życia. Tylko dlaczego zawsze tak łatwo poddaje się dyktaturze choroby i truchleje przed armią rozsierdzonych wirusów?

czwartek, 15 listopada 2007

Infekcja- zapalenie krtani-antybiotyk. Oto moje jesienne trio, powtarzające co miesiąc swoje chrypiąco- charchoczące andante. Zdaje się, że niedługo będę mogła rekomendować chorym leki, opisując nie tylko działanie, ale również fantazyjne kształty i kolory pigułek. Te przepisane dzisiaj są powleczone zupełnie nieapetyczną, żółtą "glazurą". Jednak najgorsze jest to, że są wielkie jak dla konia, a ja co najwyżej jestem mało szlachetnym kucem szetlandzkim.
...
Ciągłość życia, ciągłość historii, ciągłość umierania- refleksja podczas czytania "Archeology Magazine" (zostać archeologiem- jedno z dziecięcych marzeń- teraz wiem, że zabrakłoby mi cierpliwości).

wtorek, 13 listopada 2007

Nie zastanawiam się. Mieszam się z szarzyzną pełzającej mgły. Listopad zakleszczył nas odcinając od ozonowego błękitu. Zwalniam więc i grzeję się w cieple poświaty rzucanej przez biurkową lampkę. Odcinam się od cienia pokoju. Odcinam się od cienia natury.

poniedziałek, 12 listopada 2007

W zasadzie rok mógłby się już skończyć.
Plany i założenia wykonane- wszystkie pokoje wreszcie odświeżone i umeblowane, zaczęłam kurs na prawo jazdy i popędzam przez miasto czerwoną "micrą". Aż sama się dziwię, bo zawsze byłam daleka od planowania, konstruktywnego układania sobie życia. Raczej żyję chwilą i biorę życie takie, jakie jest. Carpe diem i hulaj dusza... - to moje życiowe motta (z kategorii tych lżejszych oczywiście). Eksperymentalnie stałam się planistką i stwierdzić muszę że, co jest oczywiste dla większości z was, wymyślenie sobie konkretnego celu pomaga w poukładaniu i realizacji życia. Jednak co za dużo, to nie zdrowo. Z kolejną inicjatywą planistyczną poczekam do stycznia ... 2009.
...
Przerywnik
.

niedziela, 4 listopada 2007

Impresjoniści niezmiennie mnie zachwycają- zwłaszcza Monet i Renoir. Tyle życia w tych zdaje się od niechcenia położonych kreskach, skrzących się światłem i półcieniami. Cudne.
(Poniżej obrazy Renoir'a)

.
.

..

.
.
...
Podążam za Bertrandem Russellem w niemalże każdej kwestii dotyczącej religii i bogów.
Wieczorne czytanki
.
"(...) Gdy nas zdybie nuda, trzeba jej się poddać. Niech nas powali, pogrąży; sięgnijmy dna. Ta zasada dotyczy wszystkiego, co nieprzyjemne – im prędzej człowiek sięgnie dna, tym prędzej wypłynie na powierzchnię. Chodzi o to, parafrazując innego wielkiego poetę języka angielskiego, żeby spoglądać szeroko otwartymi oczyma wprost w Najgorsze. Nuda zasługuje na takie oględziny, albowiem reprezentuje czysty, nie rozrzedzony czas w całej jego powtarzalnej, jałowej, monotonnej okazałości.
.
Nuda jest, by tak rzec, oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę utraty równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, to znaczy, na naszą w nim znikomość. Z niej chyba rodzi się strach przed samotnymi, nużącymi wieczorami, fascynacja, z jaką niekiedy obserwujemy pyłek kurzu wirujący w promieniu słońca, gdy gdzieś tam cyka zegar, dzień jest upalny, a nasza siła woli równa się zeru.
.
Kiedy to okno się otworzy, proszę nie próbować go zamykać; przeciwnie, trzeba otworzyć je na oścież. Albowiem nuda przemawia językiem czasu i może przynieść najcenniejszą lekcję w życiu – jakiej nie udzielona Państwu tu, na tych zielonych trawnikach – lekcję naszej dogłębnej znikomości. Cenną zarówno dla Państwa, jak i dla tych, o których Państwo się otrą. „Jesteś skończony – powiada człowiekowi czas głosem nudy – cokolwiek więc zrobisz, zrobisz to, z mojego punktu widzenia na próżno.” Może to, oczywiście, nie być muzyka dla Państwa uszu; ale poczucie daremności, ograniczonego znaczenia nawet najlepszych, najgorliwszych poczynań jest lepsze od złudzenia na temat ich skutków i towarzyszącego im poczucia własnej wielkości.
Albowiem nuda to inwazja czasu w system Państwa wartości. Osadza życie we właściwej
perspektywie, co owocuje precyzją i pokorą. Warto przy tym zauważyć, że precyzja rodzi pokorę.
.
Im lepiej poznają Państwo własny format, tym więcej nabędą pokory i zrozumienia dla swoich bliźnich, dla tego pyłku wirującego w słońcu albo znieruchomiałego już na stole. Ech, ile to życia obróciło się w te drobiny! Nie tyle z Państwa punktu widzenia, ile z ich. Są Państwo dla nich tym,czym dla Państwa czas; dlatego wydają się tak małe. A czy wiedzą Państwo, co kurz mówi, gdy się go ściera ze stołu?
„Pamiętaj o mnie”
szepcze kurz.
Nie ma nic dalszego od raptularza umysłowego kogokolwiek z Państwa, młodych i wkraczających w życie, niż emocja wyrażona w tym dwuwierszu Petera Huchela, nie żyjącego już niemieckiego poety. (...)"
.
Josif Brodski "Pochwała nudy"

sobota, 3 listopada 2007

Definicja dzisiejszego kaca-"nadużycie napoju alkoholowego pod romantyczną nazwą Martini Bianco, spożywanego w doborowym towarzystwie, przy dzwiękach beznadziejnie nudnego koncertu w Odeonie".
...
Pierwsza wolna sobota od ... nawet nie pamietam kiedy. Rozleniwiam się w takt kropli spadajacych na parapety. Otulam się kocem i rozpraszam błogą ciszę szelstem przerzucanych kartek książki.
...

Tragicznie-Historycznie

.
Dokładnie pięćdziesiąt lat temu Łajka została wystrzelona na orbitę okołoziemską. Łajka padła z przegrzania (nieodczepienie się rakiety nośnej spowodowało wzrost temperatury wewnątrz kapsuły do ponad 40°C) i wysokiego stresu już kilka (według innych źródeł kilkanaście) godzin po starcie; pierwotnie podawano, ze względów propagandowych, że pies przeżył kilka dni. Od początku nie planowano sprowadzenia psa na Ziemię - nie było wówczas takich możliwości technicznych - Łajka miała po 10 dniach otrzymać zatrutą porcję pożywienia (na taki też okres miał wystarczyć zapas żywności i tlenu, ograniczony pojemnością kapsuły i nośnością rakiety). Rosjanie ogłosili publicznie 10-dniowy plan lotu w jakiś czas po wystrzeleniu satelity, a więc już po śmierci zwierzęcia - najprawdopodobniej z przyczyn propagandowych.

Źródło: Wikipedia
.

czwartek, 1 listopada 2007

Eva Cassidy z "Fallin' leaves" i koncerty Bacha. Nic innego nie zabrzmi lepiej w ten listopadowy, zimny dzień. Snują się wspomnienia, w zadumie płyną dźwięki, ulotne i płochliwe. Przytulam się i chłonę ciepło, rozleniwiam się miłośnie gdy saksofon Coltrane'a zmysłowo wypełnia przestrzeń pokoju.