wtorek, 30 grudnia 2008

Banalnie czyli podsumowań czas

Ten rok to zdecydowanie jeden z najpiękniejszych okresów mego życia. Dwa nowe, ekscytujące doświadczenia zdecydowanie go zdominowały.
.
Pierwsze to oczywiście ciąża. Miałam szczęście uniknąć niemalże wszystkich typowych dla tego okresu niedogodności, dzięki czemu te niesamowite dziewięć miesięcy przepełnionych było radością, cudownością, niezwykłą intensywnością, tak w sferze emocji jak i fizyczności.
.
Drugim ogromnym wydarzeniem było i jest pojawienie się na świecie Dominika, którego istnieniu wciąż nie mogę się nadziwić. To cudna niespodzianka od losu. Chwile po jego urodzeniu poczułam, że stałam się silniejsza i odważniejsza. Urodziłam dziecko- teraz już nic nie może mnie zatrzymać. Co piękniejsze, świat wcale nie stanął na głowie, jak straszyli nas znajomi, tylko najzwyczajniej się zmienił, a wszystko, mimo trudnych początków, naturalnie się ułożyło.
.
Choć dwóch pierwszych nic nie zdoła przebić, niezwykle ważnym osiągnięciem tego roku jest również uzyskanie prawa jazdy. Bardzo polubiłam jazdę samochodem, i nie wspominając o praktycznych aspektach posiadania tej umiejętności, prowadzenie auta stało się dla mnie niezwykłą przyjemnością i relaksem.
.
Co przyniesie nowy rok? Czas pokaże. Nie umiem bowiem stawiać sobie dalekosiężnych celów. Mam marzenia, które przy odrobinie planowania, zwykle się spełniają. Chcę kupić auto, byśmy w końcu byli niezależni i mogli całą naszą nową rodzinką wyruszać w świat, pokazując Dominikowi miejsca, które nas urzekły. Czekam na zmiany jakie Dominikowi przyniesie nowy rok. A Wam życzę dobrych emocji.
Do przeczytania za rok :)

poniedziałek, 22 grudnia 2008

I jeszcze o kolędach

Uwielbiam kolędy. Sa niezwykle melodyjne, ciepłe, doskonale się je śpiewa. Nucę je od końca listopada, a czas przedświąteczny to istny raj, bo choćby powtarzane tysiąckrotnie w radiu i telewizji, nie tracą dla mnie na atrakcyjności. "Lulajże, Jezuniu" zawsze była jedną z moich ulubionych. Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że w tym roku jest mi jeszcze bardziej droższa. Bo jest to przecież niezwykła kołysanka śpiewana przez mamę swemu ukochanemu dziecku. Ile niesie w sobie słodyczy i miłości zrozumiałam dopiero teraz tuląc w ramionach swego synka.
.
Lulajże, Jezuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko.
Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj,
A ty, Go Matulu, w płaczu utulaj.
.
Zamknijże znużone płaczem powieczki,
Utulże zemdlone łkaniem usteczki,
Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj!
A ty, Go Matulu, w płaczu utulaj.
.
Lulajże, piękniuchny nasz Aniołeczku,
Lulajże,wdzięczniuchny świata kwiateczku.
Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj,
A ty, Go Matulu, w płaczu utulaj.
.
Lulajże, różyczko najozdobniejsza,
Lulajże, lilijko najprzyjemniejsza.
Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj,
A ty, Go Matulu, w płaczu utulaj.
.
Lulajże, prześliczna oczom gwiazdeczko,
Lulaj, najśliczniejsze świata słoneczko.
Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj,
A ty, Go Matulu, w płaczu utulaj.

Nowy wymiar świąt

Święto Bożego Narodzenia, wskutek duchowych i filozoficznych poszukiwań, już kilka lat temu utraciły dla mnie znaczenie religijne. Są za to niezwykle cenną i celebrowaną przeze mnie tradycją spotkań z bliskimi- ciepłych, nostalgicznych, można by wręcz rzec rytualnych. I wydawało mi się, że już nic wielkiego w tej materii się zdarzy. Tymczasem to w zeszłoroczne święta poinformowaliśmy wszystkich o tym, że do kolejnego świątecznego biesiadowania zasiądziemy już w powiększonym gronie.
.
Nim się obejrzeliśmy minął rok od chwili gdy Dominik był zaledwie pulsującą kropeczką, niesamowitym znakiem zapytania tętniącym życiem w pieleszach mego łona. Pojawił się w naszym życiu i zrozumieliśmy, że od tej pory wszystko zacznie nabierać nowego sensu, odżyją zapomniane uczucia, pojawią się całkiem nowe pokłady emocji. Także święta zmienią troszkę swój charakter, bo trzeba je będzie Dominikowi opakować w szeleszczący papier i przewiązać ogromną kokardką, by poczuł, że są magiczne, choć wielu z nas już dawno o tym zapomniało.
.
Trzeba będzie sobie przypomnieć to oczekiwanie na Mikołaja, to podekscytowanie gdy nagły dźwięk dzwonka do drzwi obwieści jego przybycie. Trzeba będzie sobie przypomnieć radość z ubierania choinki, gdy czekało się na przyniesione z piwnicy kartonowe pudełko z kolorowymi bombeczkami, które z namaszczeniem wieszało się na jodlanych gałązkach. No i to wyglądanie pierwszej gwiazdki, uroczyste zasiadanie do kolacji wigilijnej. Ach, już nie mogę się doczekać, gdy będziemy to wszystko Dominikowi odkrywać. I jaki by nie był nasz stosunek do tego świątecznego szaleństwa, nie można będzie Dominika pozbawić tego niesamowitego, dziecięcego, prawdziwego Bożego Narodzenia, by potem On obdarzył tą magiczną atmosferą dzieciństwo swoich dzieci.

czwartek, 11 grudnia 2008

W co się bawić?

Podczas dzisiejszego spaceru (albo raczej marszu, bo zauważyłam, że chodzę znacznie szybciej niż przeciętny spacerowicz), zauważyłam na parkowej alejce narysowaną kredą strzałeczkę. Kilka kroków dalej pojawiła się następna, potem kolejna, potem koperta z napisem "szukaj". A już myślałam, że gra w "podchody" umarła śmiercią naturalną wraz z dzieciństwem późno komunistycznej dzieciarni. I tak się zastanowiłam, w co dzisiaj bawią się dzieci?
.
Moje podstawówkowe życie to nieustanne "skakanie w gumę", jazda na rowerze czy podchody właśnie, nie zapominając o nieśmiertelnej grze w klasy z jej setkami odmian. Potrafiliśmy godzinami oblegiwać ławkę grając w "coś pobliżu na literę..." albo "pomidora". Ach, i jeszcze ciągłe poszukiwanie odpowiednich baz z moim klasowym przyjacielem P. No i oczywiście założony z A. KMD czyli Klub Młodych Detektywów (niech Wal spyta A. o co chodziło :) ), zainspirowany chyba lekturą powieści Adama Bahdaja "Uwaga! Czarny parasol". Słuchało się Magdy Fronczewskiej nucąc pod nosem "Myszka, myszka...", albo "Laleczka, z saskiej porcelany..." (to chyba wtedy zaczynała się moja przygoda ze śpiewaniem), po raz setny przebierało się Barbie (na punkcie której zresztą do dzisiaj mam bzika, o czym piszę tutaj), a w soboty oglądało 5-10-15. Uwielbiałam też zuchowe zbiórki; pamiętam że z dumą nosiłam mundurek.
.
A jakie rozrywki będzie miał Dominik? Czy jego dzieciństwo XXI wieku, naznaczone postępem technicznym i dostępnością wszelkich dóbr, nie będzie ubogie w wyobraźnię na rzecz kolorowych, nowoczesnych zabawek? Zdaje się, że wiele jest w naszych rękach, wszak to rodzice są dla dziecka pierwszym wzorcem. Mam więc nadzieję, że uda nam się kiedyś namówić Dominika na podchody.
.
A jakie zabawy Wy pamiętacie z dzieciństwa?

środa, 10 grudnia 2008

Spacerowo

Pierwszy od dwóch tygodni spacer z Dominiczkiem. Pogoda piękna, nisko wiszące, zamglone grudniowe słoneczko i choć temperatura nie za wysoka, było niezwykle przyjemnie. Snuliśmy się po parkowych alejkach, co i rusz mijając mamy i babcie z wózkami. Któż to wie, może kiedyś Dominik zaprzyjaźni się w przedszkolu albo szkole właśnie z tymi mijanymi maluchami?
.
Na koniec jednak spaceru spotkał nas niemiły akcent.Jak ja nienawidzę kierowców i kierowniczek zatrzymujących się na przejściach dla pieszych. Nie dość, że uniemożliwiają normalne przejście na drugą stronę, to jeszcze podczas próby wyminięcia ich przed autem beszczelnie zdają się nie zauważać pieszego. Dzisiaj takie babsko w niebieskim fiacie popsuło mi na moment humor takim chamstwem. Dodać trzeba, że nie pozostałam dłużna i w kilku "nie do końca pięknych słowach" wyrzuciłam z siebie usprawiedliwione oburzenie.
.
A tak nota bene słownictwa, to chyba muszę zacząć poskramiać swój język, bo Dominiczek może przejąć dość niestosowne nawyki językowe :)

piątek, 5 grudnia 2008

"Drobności"

A tak na przekór brzydocie za oknem kilka rzeczy, które uwielbiam. Warto bowiem skupiać się na drobnostkach, bo to one tworzą życie.

1. Kawa z mlekiem
2. Wylegiwanie się w letni dzień na materacu spokojnie dryfującym po pięknym jeziorze.
3. 3 x "k" - Kanapa-Książka-Kawa
4. Przytulanki w leniwe poranki
5. Sączenie smacznych trunków w przemiłym towarzystwie.
6. Taniec
7. Koncerty na żywo
8. Abstrakcyjne kawały i zaśmiewanie się
9. Smakowanie jedzenia
10. Podróże małe i duże

To zaledwie garstka z małych przyjemności. A jaka jest Wasza drobnostkowa dziesiątka? I.nna. Wal, Bordo- odezwiecie się?

czwartek, 4 grudnia 2008

My first time

It was surprisingly huge, I must admit. I didn't expect it to be so gentle either. At first I was afraid to touch it, as I have never been so close. But the most frightening thing was, that I didn't know how to use it and I certainly didn't want to make a fool of myself. Indeed, I was a little bit abashed. But it felt nice and smooth under my fingers. As it moved I felt like on a swing, slowly swaying from side to side. I could feel its great strength but also calmness, which assured me that nothnig wrong will happen. And then it started... We changed our rhythms, moving faster, and faster. I couldn't control my body, moving up-and-down, up-and-down. What is going on with me? Please stop, stop!!! It hurts, it doesn't give me any satisfaction..... And then I suddenly got an idea how to do it! Our moves finally synchronised and it was nothing more but a pure pleasure. I can't wait now to get it more. I think I'm already in love with horse riding.
.
A taki pościk sprzed dwóch lat ściągnięty z mego angielskiego bloga :)

sobota, 29 listopada 2008

Muzycznie

Za oknem szaro i buro , a tutaj zawsze elegancki Matt Dusk sobie wychodzi ze świetnym zespołem i cudnie śpiewa i od razu ciało wpada w wibracje i robi się cieplej. I niech ktoś mi powie, że nie!

Jakaż cudna odtrutka na ponury poranek.

A żeby było jeszcze cudniej- Michael Buble ze "Sway".

Nie wiem jak wam, ale mi ciarki chodzą po plecach. Dzień z takimi mężczyznami nie może być zły :)

To jeszcze Michael z coverem Maroon 5.

One man show, isn't it?

wtorek, 25 listopada 2008

Nowe słowo

Hypogeum – z greckiego oznacza dosłownie "podziemny" od słów hypo (pod) i gaia (ziemia). Jest to podziemne pomieszczenie na planie koła, czasem z małą nadbudówką nadziemną, zwykle przeznaczone na grób albo miejsce kultu. Zachowały się liczne hypogea związane z kultem irańsko-babilońskiego boga słońca i światła - Mitry.

W Starożytnym Egipcie - nazwa hypogeum oznacza grobowiec wykuty w skale, składający się z systemu schodów, pochylni i komnat. Nazwa Królewskie Hypogea w szczególności odnosi się do nekropolii tebańskich.

Na Malcie znajduje się Hypogeum Ħal Saflieni wybudowane około 3000 roku p.n.e. Pełniło ono funkcję nekropolii oraz podziemnego sanktuarium.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Tysiąc min na minutę! Czas start!





Więcej na blogu Dominika.

Góreczka

Pierwszy śnieg i jak zwykle wspomnienia z dzieciństwa. Wspomnienia tych beztroskich godzin zabaw na górce, po których przychodziło się do domu z przemarzniętymi dłońmi i mokrymi od zjeżdżania na pupie portkami, nie wspominając o rękawiczkach, z których zwisały sople zbitego śniegu. A potem to wszystko tajało na gorących, zimowych kaloryferach, ściekając kropelkami na podokienne parkiety.
.
Miałam to szczęście, że na moim osiedlu mieliśmy taką wspaniałą góreczkę, wprost idealną do zjeżdżania na sankach. Zapobiegliwi starsi koledzy przy pierwszych mrozach wylewali na górce wodę, dzięki czemu po jednej stronie zawsze była pyszna ślizgawka. Oj zjeżdżało się, zjeżdżało. Pojedynczo, we dwójkę, w pociągu. I dalej hajda na górę, i tak w nieskończoność. A raczej do pierwszych okrzyków okiennych zniecierpliwionych rodziców, którzy po powrocie do pracy skutecznie swoim nawoływaniem wyludniali góreczkę.
.
Ten pagórek wydawał się wtedy olbrzmi, a tysiące kalorii spalanych na próbach wdrapania się na szczyt zdawały się potęgować to odczucie. Teraz, gdy ułuda dzieciństwa dawno już za mną, wszystko wróciło do swoich prawdziwych wymiarów. Choć może to kolejna ułuda? Może wszystko tak naprawdę jest wielkie, tylko ja nie umiem już tego ocenić swoimi dorosłymi oczami? Czy dzieciństwo Dominika pozwoli na powrót do tych szczenięcych lat i tych błahych, wyolbrzymionych przyjemności?

piątek, 21 listopada 2008

Literacko

"Gnój" Wojciecha Kuczoka to przerażająca opowieść o domowym piekle, jakie zdarza się nieodpowiedzialnym, prymitywnym i niedowartościowanym rodzicom sprezentować swoim dzieciom. Opowieść straszna, pesymistyczna, do głębi smutna. Historia o tym, jak własnym, nieudanym życiem mozna zniszczyć przyszłość innych, jak można przez całe życie pogrążać się w gnoju, by na koniec się w nim utopić . Szkoda tylko, że tak późno.
.
Znam takie rodziny- chore przez alkoholizm, uzależnienie psychiczne, niszczące własne dzieci dla egoistycznych zachcianek, nie liczące się z odpowiedzialnością za ich los. Znam takie dzieci- nie radzące sobie w życiu, powielające błędy rodziców. Szkoda, że niektóre książki nie są jedynie literacką fikcją.

Literacko

Matka bez reszty poddała się latynoskim tasiemcom, zalęgły się w niej nieodwołalnie i rozmnażały, kurczyła się od nich i chudła, ale była bezradna, latynoskie tasiemce to była jedyna darmowa karma dla jej organizmu, najłatwiej dostępna, tylko nimi się żywiła, całymi dniami, na surowo, wciąż powtarzając:
- Tylko dzięki nim wiem, co to jest prawdziwe życie; to jest moja ostatnia przyjemność, nie pozwolę jej sobie odebrać. Dość się naużerałam z wami wszystkimi, na stare lata dajcie mi święty spokój - mówiła i pożerała tasiemce, czasem po dwa naraz, przeżywając je i przeżuwając, nie podejrzewając nawet, że w postaci pogryzionej i pokawałkowanej regenerują się w jej wnętrzu i wysysają ją od środka, za największy przysmak mając mózg, wzajem się wewnątrz matki wyniszczają w walce o największy przysmak; pewnie tylko dlatego jeszcze żyła, że tasiemce toczyły w niej morderczą wojnę o dostęp do mózgu, tak zażartą, że rzadko który na chwilę dostępował rozkoszy pasożytowania wewnątrz jej czaszki, tylko po to, by raptem dać się wygryźć rywalowi.
.
Wojciech Kuczok, "Gnój"

poniedziałek, 17 listopada 2008

Sally Mann

Ostatnie "Wysokie Obcasy" przypomniały mi pewną fotografkę- Sally Mann mianowicie. Jej niesamowite fotografie rodzinne są prawdziwą inspiracją.
.
.
.
.
.

niedziela, 16 listopada 2008

Z głośników sączy się "Siestowy" saksofon, a ja popijam bezkofeinową latte i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie brak tej kofeiny :).
.
Dzisiejszy spacer dobitnie pokazał bezlitosność jesiennego wiatru, który zupełnie ogołocił drzewa z liści. I znów trzeba czekać do wiosny. Listopad to chyba najokrutniejszy miesiąc. Chłód wciska się w szczeliny płaszcza, wiatr targa włosy, a nisko wiszące słońce kpi sobie ze spacerowiczów tworząc ułudę pięknej pogody. I gdyby nie Jamie Cullum w uszach byłoby naprawdę nieprzyjemnie. To połączenie ogromnego talentu muzycznego i piosenkarskiego z niezwykłą męską urodą ( typu wieczny chłopiec, i to nic, że jest szatynem) daje niezłą mieszankę.
.

piątek, 14 listopada 2008

Ulubione obrazy

.
Ach, taki sobie jesienny i urzekający Toulouse- Lautrec. Idealnie wkomponowuje się w dzisiejszy zaokienny krajobraz.

niedziela, 9 listopada 2008

A tak sobie siedzę, piję porannego earl greya, z radia snuje się "Tanie granie" w trójeczce, Dominik śpi, i właściwie nic się nie dzieje, a mimo wszystko jest tak pięknie.

sobota, 8 listopada 2008

Spacer po listopadowym parku z Dominikiem i cudowną Indią Arie. Kocham te chwile, gdy nagle w jednym momencie wszystko, co mnie otacza i co jest we mnie, staje się jednością przepojoną spokojem i sensem. Dobra muzyka, mądre teksty i jesienne słońce sprawiły, że na kilka minut osiągnęłam prawdziwe zen, co na cały dzień wprawiło mnie w znakomity humor. Dobrze, że dzisiaj właśnie przypomniałam sobie o dawno niesłuchanej Indii Arie, której płyta "Life & Relationship" rewelacyjnie odzwierciedla moje podejście do życia.

czwartek, 6 listopada 2008

La Luna

. Fot. Daniel Zwierzyński
.

Ukradłam to zdjęcie koledze, bo bardzo mnie zauroczyło. Zresztą, dzisiejszej nocy księżyc wygląda podobnie.

środa, 5 listopada 2008

Nowe słowo

Acedia – (gr. akēdía, akedeía - "brak troski o własny byt i istnienie, obojętność" od kēdía - "troska") – w teologii wypalenie religijne, apatia (psychologia) i obojętność, tzw. "choroba mnichów", duchowa "depresja", niekiedy utożsamiana również z lenistwem lub gnuśnością.
.
Acedia, "choroba duszy" objawiająca się niemożnością zaznania spokoju, dekoncentracją i apatią znana jest w tradycji chrześcijańskiej co najmniej od czasów Ojców Pustyni. Opisali ją m.in. Ewagriusz z Pontu i Jan Kasjan (który nazywa acedię taedium - "przesytem").
Acedia objawia się przygnębieniem, smutkiem, brakiem motywacji do działania, brakiem zaangażowania i nadziei, zniechęceniem, wyczerpaniem, zobojętnieniem i wrażeniem duchowej pustki. Jest to niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym, co właśnie jest. Ewagriusz w jednym ze swoich dzieł opisuje przykład mnicha owładniętego demonem acedii. Mnich siedzi w swojej celi, jednak tam nie wytrzymuje. Ciągle wygląda przez okno, czy czasem ktoś nie przyjdzie w odwiedziny. Nie może doczekać się pory na posiłek i żali się na Boga, że czas tak wolno płynie. Potem czyta trochę Biblię, lecz wtedy robi się senny. Podkłada Biblię pod głowę, ale złości się, że jest ona za twarda, by na niej spać. Mnich staje się płaczliwy, ponieważ nie otrzymuje tego, czego chce. Problem w tym, że sam nie wie, co to jest. Jan Kasjan dodaje, że charakterystyczną cechą acedii jest tzw. "horror loci", czyli niechęć do miejsca, w którym się obecnie znajduje i czynności, którą się wykonuje. Kiedy się pracuje, najchętniej nic by się nie robiło. Kiedy się nie pracuje, odczuwa się nudę.
.
Od dawna spierano się, czy acedia jest grzechem, czy też nie. Najszerszej zajmuje się tą kwestią św. Tomasz z Akwinu (Suma Teologiczna IIb 35), który przytacza argumenty za i przeciw, opierając się na takich filozofach i teologach jak Arystoteles, Jan z Damaszku, czy Jan Kasjan. Ostatecznie św. Tomasz zalicza acedię do grzechów głównych (w tłumaczeniu polskim kryje się ona pod nazwą tradycyjną "lenistwo").
.
Jako lekarstwo na acedię mnisi w dawnych czasach uważali dbałość i uważność w wykonywaniu wszystkich czynności, osiąganą poprzez medytację i kontemplację, czyli to, co buddyści nazywają satipatthāna.
.
Według Dantego ludzie obciążeni grzechem acedii cierpieli aż w czwartym kręgu piekieł. Opierając się na wyobrażeniach Dantego treść pojęcia przybliżył nowoczesności T.S. Eliot w swoich dziełach takich jak Ziemia Jałowa czy Cocktail Party, w których za główny problem współczesności uznał zanik woli.
.
Źródło: Wikipedia

Z Cytatem

"Nikt więc nie wiedział, że od dwudziestu lat dziadek Alfons sypia w trumnie dębowej, którą sam sobie wyrzeźbił, bo nie chciał sprawiać kłopotu rodzinie, a i domyślał się pewnie, że zanim się ci jego krewni zorientują, zanim przyjadą sprawdzić, czemu się przestał pokazywać, pewnie zdąży wgnić w podłogę. A tak, kiedy kostucha go we śnie dopadnie, to już w trumnie, no i będzie chyba na tyle grzeczna, że da mu jeszcze ten ostatni oddech, żeby się mógł wesprzeć na rękach i zamknąć wieko na wieki."
.
Wojciech Kuczok, "Gnój"

wtorek, 4 listopada 2008


Środek jesieni, zimno, pochmurno i deszczowo, a ten se kwitnie jak gdyby nigdy nic na sypialnianym parapecie :)

poniedziałek, 3 listopada 2008


Minęły właśnie dwa miesiące życia Dominika. Zadziwiające jak bardzo zdołał się przez ten czas zmienić, zmieniając jednocześnie także moje życie.
.
Przede wszystkim urósł i nie mieści się już w swoich pierwszych śpioszkach. Na jego twarzy zaczynają się pojawiać rozkoszne "pucki", nóżki i rączki nabierają sadełka. Mnie jednak najbardziej cieszy zmiana w jego zachowaniu. Zdaje się, że minęło wariactwo pierwszych tygodni, bowiem Dominik zaczyna popadać w swoją rutynę w czym pomagają mu skrzętnie przez nas wypełniane wspólne rytuały. Ustalenie pór karmienia pozwala mi przespać w nocy 5 godzin, po każdym karmieniu dziennym jest czas na zabawę, po której mój zmęczony chłopczyk zapada w słodki sen na kilkadziesiąt, drogocennych dla mnie, minut. Poza tym ogólnie rzecz biorąc jest spokojniejszy pomimo dłuższego czuwania pomiędzy posiłkami. Wzrusza mnie do łez swoim śmiechem. Zadziwiające jak bardzo można się zachwycać swoim dzieckiem. Gdy śpi w moich ramionach szczęśliwie syty wpatruję się w tę niewinną twarzyczkę i jestem wdzięczna losowi za ten mój mały cud. I choć może brzmi to banalnie, nic nie może opisać miłości do własnego dziecka. Zadziwiające, piękne, niezastąpione uczucie.
.
Powoli wracam więc do świata żywych: szybciej czytam książki, uzupełniam zaległości filmowe, a przy tym wszystkim udaje mi się nie zapuścić mieszkania :) Staram się też jak mogę nie ulegać jesiennym chandrom, choć melancholia opadających liści potrafi dopaść nawet najtwardszych.

.

Check out my new post on Healthy Selfishness.

środa, 29 października 2008

Literacko



"Senność' Wojciecha Kuczoka to świetnie napisana powieść. Nie sposób nie zgodzić się z zawartą na okładce krótką recenzją Kazimierza Kutza, który pisze:
"Wojciech Kuczok jest obdarzony słuchem absolutnym do polszczyzny. Jego niezwykła inwencja językowa ma soczystość śląskiej gwary i swing wielkiej polskiej literatury. Czytanie "Senności" niesie radość obcowania ze słowem pisanym".
Myślę, że te słowa wystarczą i zachęcą niedowiarkow po sięgnięcie po twórczość Kuczoka.
.
Inaczej niż zwykle, w przypadku "Senności" autor najpierw stworzył scenariusz filmowy, a dopiero później na jego podstawie książkę. Z pewnością warto zapoznać się z jednym i drugim, ale ja mam zasadę, że zawsze najpierw wolę poznać wersję książkową. Dlategoteż wkrótce zabiorę się za "Gnój".

poniedziałek, 27 października 2008

Literacko



Zakończyłam czytanie pięciotomowej "Sagi o Wiedźminie" i jestem urzeczona. Tak jak niegdyś "Władca pierścieni", tak teraz "Wiedźmin" przeniósł mnie w fantastyczny świat elfów, krasnoludów i ludzi zmagajacych się ze swoim przeznaczeniem.
.
Sapkowski zaskakuje niezwykle rozbudowaną fabułą i znakomitymi dialogami, przy których nie raz wybuchałam śmiechem. Gdyby za tę prozę wziął się holywoodzki reżyser pokroju Petera Jacksona, Wiedźmin zdecydowanie mógłby stanąć w szranki z trzyczęściowym "Władcą Pierścieni".
.
Są takie książki, które żal odkladać na półkę. Wiedźmin zdecydowanie do nich należy. Całe szczęście proza Sapkowskiego na nim się nie kończy. Przede mną trylogia husycka.

Codzienności

Mam dość swojego dresiarstwa. Całe szczęście ogranicza się ono jedynie do domowych pieleszy, ale już tak zalazło mi za skórę, że na każde wyjście z domu stroję się jak stróż na Boże Ciało. Nienawykła do kilkumiesięcznego "domostwa" z nabożnością korzystałam z użyczonego mi na tydzień samochodu, który wreszcie pozwolił mi na chwilową niezależność. Mały do fotelika, mamuśka za kierownicę i hulaj dusza. Jaka szkoda, że właśnie dzisiaj kończy się moja wolność, bo autko muszę zwrócić.
.
Tymczasem Dominik przechodzi fazę "wlepiania się" w co ciekawsze domowe przedmioty. Minutami potrafi obserwować wiszący w salonie obraz mieniący się różnokolorowymi barwami, podwieszony na suficie projektor skutecznie odrywa go nawet od "paśnika", nie wspominając już o grającej karuzeli przy łóżeczku. Nieraz też wzrusza mnie do łez wybuchami śmiechu i swoim guganiem. Z tygodnia na tydzień zmienia się, po troszeczku, a jednak znacząco. Coraz pulchniejsze ciałko, coraz dłuższe okresy czuwania, coraz większe zainteresowanie otaczającym go światem. Regularne pory karmienia zaowocowały przesypianiem w nocy 5-6 godzin, co znacznie poprawia mi humor. A wczoraj ku uciesze rodzinnej starszyzny Dominik został przyjęty do zaszczytnego grona chrześcijan. Mazany świętymi olejami i polewany wodą, Dominik spał sobie w najlepsze, zupełnie nieprzejęty doniosłością chwili. Może po mamie odziedziczy chroniczny agnostycyzm?
Czy my żyjemy w normalnym kraju? Czy w normalnym kraju artyści musieliby się tłumaczyć publicznie ze swej twórczości i przekonań? Po Nieznalskiej przyszła pora na Marię Peszek. Zaproszona do programu Moniki Olejnik odpowiadała na zarzuty "Naszego Dziennika", że w tekstach piosenek z nowej płyty propaguje ateizm i potajemnie kocha się w Radku Sikorskim (skądinąd po Olejniczaku najprzystojniejszym polskim polityku). Ale to jeszcze nic. Wystarczy przeczytać komentarze pod zamieszczonej na stronie TVN24 informacji o wywiadzie (Nota bene dodałam także parę słów od siebie- choć rzadko mi się zdarza). I wszystko jasne. Średniowieczny Ciemnogród w europejskim kraju XXI wieku.

poniedziałek, 20 października 2008

Dzień jesiennej chandry minął. Czas, kiedy jesienny spadek odporności na życie miał co najwyżej konsekwencje w postaci przespanego z nadąsania popołudnia i wieczora, również. Boleśnie przekonałam się o tym wczoraj, gdy stres dnia poprzedniego ujemnie wpłynął na laktację. Chociaż ujemnie to za mało powiedziane. Niemożność nakarmienia swojego dziecka jest przerażająca. Całe szczęście wszystko już wróciło do normy. Nauczka na przyszłość- nie poddawać się stresom i złemu humorowi.

sobota, 18 października 2008

Spada zasłona milczenia, robi się ciemno i deszczowo, wiatr niezrozumienia rozwiewa spokój. Smutno mi. Po prostu.

środa, 15 października 2008

Był sobie raz...

Był sobie raz premier, prezydent i samolot... . Nie wątpię, że niedługo zaczną krążyć takie dowcipy parafrazujące legendarne kawały o Rusku, Niemcu i Polaku. Szkoda tylko, że w tamtych Polak zawsze wychodził z absurdalnych opresji. Tym razem niestety wszyscy jesteśmy przegrani. Oglądam właśnie jednym okiem szczyt rady Unii Europejskiej i jestem zażenowana. Prezydent przeszedł się wokół stołu, poklepywał wszystkich po plecach zapewne nie rozumiejąc co mają mu do powiedzenia, usiadł na krześle i wlepił wzrok w horyzont. Wygląda zupełnie jak z innej bajki, na przykład "Jeden krasnoludek i szczyt".

wtorek, 14 października 2008

MariaAwaria


Maria Peszek pieprzy intymnie na swojej płycie i raz po raz zaskakuje odkrywczym zlepkiem słów. Bardzo przyjemnie przemyślane, zgrabnie zaaranżowane. Podoba mi się ta niekonwencjonalność.
.
Promocji płyty towarzyszyło kilka wywiadów z artystką, m.in. w Kulturze (dodatku do Dziennika), w Wysokich Obcasach i Przekroju. Mnóstwo w nich indywidualności Marii Peszek. Przyjemnie się czytało inteligentne i szczere wyznania, zamiast standardowych farmazonów, które serwują nam przy podobnych okazjach inni artyści.
.
Warto posłuchać.

poniedziałek, 13 października 2008

Gadanie i śpiewanie

Uaa, aau, U! Do repertuaru krzyków, płaczu i postękiwań mój syn 8 października dodał spółgłoski. Nieoczekiwanie dla nas, nagle zaczął się uśmiechać jak szalony i gugać. Co prawda nic a nic nie rozumiemy z tego, co chce nam przekazać, ale ponieważ zwykle "gadając" jest w dobrym humorze, mniemamy, że są to raczej rzeczy pozytywne.
.
Pewnie każdy ma piosenki, które kojarzą mu się z jakimś okresem bądź chwilą w życiu. Piosenki zespołu La Bouche niechybnie zawsze będą mi się kojarzyły z pewnymi wakacjami, świetna płyta Beady Belle "CEWBEAGAPPIC" z troszkę smutniejszymi chwilami, "Dynamite" Jamiroquaia z szalonymi wycieczkami rowerowymi, a płyta Duffy z samochodowymi, ciążowymi wypadami na wieś. Z dzieciństwem mego malucha zdecydowanie z kolei kojarzyć mi się będzie piosenka "Unforgettable" Nat King Cole'a, gdyż niemal codziennie śpiewam mu ją gdy marudzi przy zasypianiu. I dodam, że czasem udaje mi się nią ukoić Dominika :)

wtorek, 7 października 2008

Urodzinowo ??

Moje tegoroczne urodziny zdecydowanie różniły się od poprzednich. Zamiast skupić się na sobie, sprawić sobie urodzinowy prezent w postaci szalonych zakupów czy dyskotekowo- alkoholowych harców, od rana do wieczora byłam w chwalebnej służbie Matki Polki (czytaj: mój dzień nie różnił się niczym od poprzednich). Żeby nie stosik nowości wydawniczych i płytowych, który dostałam w prezencie, w zasadzie w ogóle nie zauważyłabym, że jestem o rok starsza. Zastanawiam się teraz, kiedy w końcu skonsumuję smakowite lektury. A jest co czytać: "Senność" Kuczoka, "Balzakiana" Dehnela i "Ręka mistrza" Kinga. Dobrze, że obowiązki domowe pozwalają na słuchanie w międzyczasie muzyki, więc delektuję się Amy Winehouse i wsłuchuję w Marię Peszek.

poniedziałek, 6 października 2008


Październikowy park pachnie wilgocią i opadłymi liśćmi. Jeszcze niby zielony, ale już skrzący się gdzie niegdzie złotą jesienią, przyciaga swą tajemniczością. Wędrujemy z Dominikiem wąskimi alejkami. Ja napawam sie ciszą i układam myśli, on pochrapuje w wózku ciesząc się błogą bezczynnością.
.
Park przyciąga. Ławeczki okupują staruszkowie w beretach, z laskami, patrzący szklanym wzrokiem w ten jesienny, tajemniczy krajobraz. Co sprawniejsi przemierzają nieśpiesznym krokiem zabłocone alejki. Niedługo zaczniemy mówić sobie "dzień dobry", wszak widujemy się niemal codziennie. Jesień życia mija życie w rozkwicie. Krąg natury się zamyka.
.
Wracam zawsze w niezwykłym nastroju- optymizm nasycony ogromną dawką wdzięczności za te drobiazgi, którymi mogę się cieszyć. Jeszcze.

piątek, 3 października 2008

Uwielbiam ciszę. Pozwala na skupienie, poukładanie myśli, na marzenia. Uwielbiam kawę latte. Delikatna w smaku, rozkosznie pobudza. Zakopać się w kocu i pijąc gorącą herbatę z cytryną pożerać wciągajacą lekturę, za nic mając szalejącą za oknem jesień. Celebrowanie drobnych zwyczajów jest jedną z największych przyjemności w życiu.
.
Szkoda tylko, że niemal ze wszystkich musiałam zrezygnować na rzecz Małego Człowieka. Te 60 cm, które powiłam, jest tak absorbujące i wymagające, że oddawanie się rozkoszom dawnego życia stało się w większości przypadków niemożliwe. Zaskakująco jednak, człowiek szybko się adaptuje, a instynkt macierzyński każe pokochać mimo wszystko tę "małą udrękę". I zmienić swoje upodobania. Gdy szczęśliwa ukołyszę w końcu Dominika, który zaśnie snem sprawiedliwie nakarmionego, zaskakująco po 2-3 godzinach zaczynam tęsknić za jego żywym spojrzeniem i rozsyłanymi nieświadomie uśmiechami. Zdenerwowanie spowodowane nieznośnym zachowaniem rzeczonego mija jak ręką odjął, gdy tylko zastosuje jedną ze swych śmiesznych min. Niezbyt przyjemne chwile przewijania umilamy sobie rozmową, a raczej moimi opowieściami o znajdujących się na pieluszkach obrazkach najróżniejszych zwierzątek i postaci. (Swoją drogą to był naprawdę niezły pomysł by ożywić nudne pieluchy). Pomimo wszelkich niedogodności wytwarzamy sobie symbiozę- wszak pozostaniemy razem na bardzo długo.

poniedziałek, 29 września 2008

Paradoks

Dzisiaj mijają 4 tygodnie od kiedy w naszym życiu pojawił się Dominik. Czas więc na chwilkę podsumowań, chociaż chroniczne niewyspanie nie pozwala na długotrwałe skupienie na czymkolwiek, a tym bardziej na pisarski wysiłek intelektualny. Domyślam się też, iż pisanie tego postu zostanie przerwane co najmniej kilkakrotnie z przyczyn całkowicie ode mnie niezależnych :).
.
Przede wszystkim dochodzę do wniosku, że życie z małym dzieckiem to niezwykły rodzaj paradoksu. Wpada się bowiem w specyficzny rodzaj rutyny, który nazwałabym "rutyną chaosu". Wygląda to mniej więcej tak, że wiadomo co się zdarzy i co trzeba będzie zrobić, ale niestety nie wiadomo kiedy, gdzie i jak się to stanie. Zawsze trzeba być w pogotowiu, tak więc zaplanowanie sobie jakichkolwiek innych zajęć niż obsługa małego człowieka, jest z góry niemożliwa. Dość powiedzieć, że 300- stronicową książkę, którą w normalnych okolicznościach (choć teraz należy przyjąć już inną definicje normalności i pożegnać się z dawną na baaardzo długo) pożarłabym w ciągu 2 dni, teraz czytałam dwa tygodnie. Koniec końców w ten oto sposób saga o Wiedźminie ciągnie się niemal jak sławetna "Moda na Sukces". Takim też sposobem moje, teraz już wiem, że całkowicie futurystyczne plany przeczytania zaległych lektur już w pierwszych tygodniach września, spaliły na panewce.
.
Dla kogoś do tej pory tak szczęśliwie egoistycznego jak ja, zrezygnowanie z przywileju dowolnego dysponowania własnym czasem wolnym jest totalną udręką. Może nie zgodziłabym się z Chylińską, która w pierwszych tygodniach po porodzie napisała felieton pod wiele znaczącym tytule "Macierzyństwo to ściema", ale nie da się ukryć, że wymaga to wielu wyrzeczeń, z których człowiek nie do końca zdaje sobie wcześniej sprawę. Przyznaję, że zdarza mi się tracić cierpliwość. Brak organizacji jest chyba teraz moją największą bolaczką. Rośnie stos nieprzeczytanych gazet, nieobejrzanych filmów, a kiedy już znajdę chwilę, w której teoretycznie mogłabym się oddać wyżej wymienionym rozrywkom, mój organizm krzyczy: "Śpij, bo się zabijesz!!!".
.
A gdy już zmrużysz oczy, by paść w słodkie ramiona Morfeusza, rozlega się dźwiek o narastającym natężeniu. Bo cóż tu kryć- niemowlę to mały terrorysta uzbrojony w broń o potężnej, bo nieznośnej sile rażenia- płacz. I prawda to, że po dwóch- trzech tygodniach rodzice uczą się jak reagować na niemalże każdy jego rodzaj. A jest ich, uwierzcie mi, całkiem sporo. Więc kiedy już z kobiety opadnie porodowa adrenalina, szwy przestają sprawiać kłopot i człowiek zaczyna już dochodzić do normy, wtedy to wlaśnie mały czlowieczek zaczyna wprowadzać swoje dyktatorskie rządy. Jestem właśnie w trakcie wdrażania w życie metody usypiania dziecka w łóżeczku, a nie jak do tej pory na rękach. Wiąże się to niestety z ostrym sprzeciwem ze strony Dominika i głośnym zgrzytaniem zębów u mamy, ale to wszystko dla naszego wspólnego dobra.
.
Jednak żeby być do końca szczerym, muszę przyznac, że inaczej niż u Barei, plusy jednak przesłaniają minusy. Wielkie rzeczy rodzą się w bólach. A Dominik to już przecież kawał chłopa.

sobota, 6 września 2008

Nadeszły nowe czasy- Maluszek jest już z nami. Nie będę nieporadnie opisywać uczuć, jakie towarzyszą takiemu wydarzeniu, bo szkoda słów na opisanie czegoś, co trzeba po prostu przeżyć. Inaczej nie da się zrozumieć emocji jakie dane jest doświadczyć nowym rodzicom, gdy po raz pierwszy ujrzą swoje dziecko.
.
Dominik całkowicie zaakceptował swój los, swój nowy dom, swoich rodziców. Jak na razie dostosowuje się znakomicie i mamy nadzieję, że tak będzie dalej. Jest w domu zaledwie od wczoraj, ale w zasadzie jest tak, jakby mieszkał tu od co najmniej 9 miesięcy :) Wiele mu do życia jeszcze nie potrzeba- je i śpi, co jakiś czas ciekawsko rozgląda się swoimi wielkimi oczkami, badając tę nową przestrzeń życiową. A my z czułością macamy jego wcale nie takie kruche ciałko, emocjonujemy się zmianami jego zachowania, czekamy na pierwszy spacer. Ot, takie radości i troski nowych rodziców. Banalne? Zadziwiająco, czasem od banału do cudu jest niedaleka droga.

środa, 27 sierpnia 2008

Dni pełne podekscytowania, oczekiwania pomieszanego z przerażeniem. Zupełnie jak przed daleką podróżą, gdy walizki juz spakowane, a do odjazdu zostało niewiele czasu. Maluszek kręci się i wierci rozpychając napietą do granic możliwości macicę, jak motyl próbujący przebić kokon, w którym dorastał do tej pięknej postaci. Wyobraźnia pracuje, w snach już trzymam Go w ramionach. Niekończące się rozmowy o Nas Trojgu- zupełnie niewiarygodne. Jeszcze nie wierzymy, choć to już tuż tuż. Jaki będzie, jak się zmienimy, kim będziemy dla siebie? Niesamowity cud stworzenia czekający na swą chwilę by rozkwitnąć.

wtorek, 29 lipca 2008

(A)Kumulacja

Kumulacja w Toto- Lotku pobudza wyobraźnię. Zapytani przez radiową "Trójkę" słuchacze cóż by poczęli z tak ogromną sumą pieniędzy, w większości rezolutnie opowiadali o dalekich podróżach czy zakupie domu. Tylko jeden z nich okazał się altruistą i stwierdził, że "zabrałby swoją starą na lody".
.
A u mnie kumulacja ciążowa- kumulują się dolegliwości, których do tej pory nie dane mi było poznać- zawroty głowy, puchnięcię stóp, problemy z zasypianiem. A wszystko przez upały, których uciążliwość zaczyna mi działać na nerwy. Poza tym nasze mieszkanie zaczyna się dostosowywać (czytaj: zagracać) do potrzeb dziecka- łóżeczko, wózek, nosidełko, ubranka. Powoli powstaje plan zagospodarowania przestrzennego. Zmuszona koniecznością zabawki eliminuję do minimum- mają być małe i edukacyjne- nie żadne tam fiździ- miździ dla zaspokojenia zakupowej manii. Ta lawinowo rosnąca ilość najpotrzebniejszych rzeczy tylko przyspiesza decyzję o zmianie mieszkania na przestronniejsze. Tymczasem jednak logistyka, którą przecież na co dzień uskuteczniam w pracy, przydaje się teraz również na gruncie domowym.

poniedziałek, 14 lipca 2008

W siódmym miesiącu ciąży


Z czytanki

(...) - Ja jestem człowiek, panie, najautentyczniejszy człowiek - krzyczano przy drugim rogu,
- Pan się nie chwal! Pan jesteś gruba symulacja człowieka - drwił Feluś. (...)
.
Władysław Reymont, "Ziemia obiecana"
Weekend uciekł mi sprzed nosa- jak zwykle, gdy na horyzoncie pojawia się granie. Całe szczęście przede mną jeszcze tylko jedno- ostatnie- uff. Nie sądziłam, że dam radę jeszcze w ósmym miesiącu porywać się na takie szaleństwa, i pewnie gdyby nie zaistniała konieczność, nie miałabym tyle siły. Ale jak to mówią- człowiek przyzwyczai się do wszystkiego. Całe szczęście jak na razie moja ciąża przebiega niezakłócenie, bez żadnych większych dolegliwości, jednakże czuję już, że podejmuję coraz większe ryzyko tymi swoimi nocnymi eskapadami. Jeszcze nie urodziłam, a już jestem nierozsądną matką. Mam nadzieję, że to szaleństwo nie odbije sie negatywnie na moim dziecku.
.
A tymczasem lato w pełnym rozkwicie. Obfitość warzyw i owoców zachęca do nieprzyzwoitego obżarstwa, a słoneczne chwile wzmagają chęć do błogiego lenistwa. Szkoda tylko, że nie korzystam z długich i ciepłych wieczorów- już o 22 dopada mnie skrajne zmęcznie i jestem tylko w stanie dowlec się do łóżka i zasnąć, by obudzić się jeszcze co najmniej dwa razy z nieprzemożoną chęcią skorzystania z ubikacji :) Lato 2008 to dla mnie lato biologiczne- oczekiwanie i obserwacja zmieniającej się mnie i rosnącego Maluszka. Bardziej niż zwykle czuję związek z naturą, która dojrzewa, by na jesień rodzić plony.

środa, 9 lipca 2008

Moje Epifanie

Przy stoisku z wędlinami.
.
Klientka: Dziesięć plastry sopockiej.
Ekspedienyka: Dziesięć plastry?
Klientka: No to powiem inaczej- dwadzieścia deka proszę.
.
Poczułam nagłe, niespokojne poruszenie Maluszka. Humanista?
.
.
Parę minut przed ósmą. Wsiadam do auta. Na ławeczce przed klatką siedzi skulona, okrąglutka babuleńka we wrzosowej sukience w kwiaty. Na nogach sandałki i białe skarpetki z koroneczką. Namiętnie łuszczy pestki, z których łupinki utworzyły wokół biało-szary dywan. Poranne medytacje? Chwytanie ulotnych wspomnień z młodości?

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Kilka świetnych esejów Alana Wattsa. Jego filozofia jest mi bardzo bliska- zatopić się w teraźniejszości, zespolić ze światem, osiągać zen w codziennościach. W zasadzie całe życie to poszukiwanie zespolenia- jednych z bogiem, innych ze wszechświatem; poszukiwanie równowagi w sobie- tak jak to jest w przyrodzie, której nieodłączną częścią jesteśmy (choć dzisiaj wielu zdaje się o tym zapominać). Przejść się boso po trawie, kosztować żółto- czerwonych czereśni, wtulić się w ukochane ramiona, nosić w sobie dziecko- to wszystko ma w sobie tak wiele magii, że żądanie dalszego zaspokojenia jest zaiste herezją.
"Tajemnica życia nie jest problemem do rozwiązania,
lecz rzeczywistoscią do odczuwania."
Alan Watts

środa, 25 czerwca 2008

Czyżby męża mego dopadł tzw. "instynkt gniazda"? Nie mogę uwierzyć, że kończy ciągnące się od miesięcy niedoróbki po remoncie, porządkuje swoje przepastne zbiory płyt, pozbywa się niepotrzebnych rzeczy. Początkowo myslałam, że ten słomiany zapał wygaśnie tak szybko jak się zaczął, a tymczasem widzę, że wszystko jednak zostanie doprowadzone do końca. Oczekiwanie na dziecko stało się bardziej dyscyplinujące niż moje wielomiesięczne utyskiwania. W ten oto sposób, jeszcze nienarodzony, a już nasz potomek wychowuje sobie rodziców.
.
Wiosna- lato w rozkwicie. Moje koszulki stają się za krótkie. Pożeram kilogramy słodkich, czerwonych czereśni. Niezmiennie kojarzą mi się z wakacjami i beztroską "nicnierobienia". Funduję sobie namiastkę młodości- 7 zł za kg. Całkiem niedrogo za smak błogich wspomnień. Czyżbym popadała w melancholię? Tak, ale tylko chwilowo, bo tempo życia nie pozwala mi teraz na zagłębianie się w siebie. Czytam pobieżnie, siłuję się z lekturami- zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza. Trawię jeszcze informacje ze szkoły rodzenia- mało tego- śnią mi się! Szaleństwo ciąży nade mną ciąży.

wtorek, 24 czerwca 2008



To płyta, którą włączam ostatnio non stop i ciągle jestem pod wrażeniem. Duffy to młoda walijska gwiazda, a "Rockferry" to jej debiutancki album. Świetne, autorskie kompozycje w nagranych oldschoolowo aranżacjach wciągają całkowicie. Niebanalny głos umila mi chwile podczas jazdy samochodem (rozpraszam się wyjąc na całą gębę refreny niektórych piosenek) i domowego lenistwa. Warto nabyć! Dla niedowiarków- recenzja z "Rolling Stone"

środa, 18 czerwca 2008



"Obywatelka" Manueli Gretkowskiej to po "Polce" i "Europejce" kolejny zapis życia i przemyśleń, a tym razem także i obywatelskich działań pisarki. Jestem fanką prozy Gretkowskiej i zapewne bezkrytycznie podchodzę do wszystkiego co napisze, tak więc "Obywatelka" takze przypadła mi do gustu, choć była nieco inna od powstałych wcześniej dzienników. Z racji mego stanu chętnie sięgam teraz po raz kolejny po "Polkę", w której Gretkowska opisała przeżycia związane z ciążą.
.
"Obywatelka" z kolei to niezwykłe kulisy powstawania Partii Kobiet, której spontaniczną pomysłodawczynią było Manuela. To zapis rodzących się struktur partyjnych, solidarności kobiet, ale i niezwykłej psychologii i mechanizmów władzy, na które nie wszyscy bywają odporni. W ostatnich wyborach mój głos wahał się pomiędzy PO a Partią Kobiet właśnie. Wygrała chęć dokopania w końcu PISowi, ale następnym razem postaram się wykazać większą solidarnością jajników, bo kobiety tworzące ten ruch naprawdę zasługują na podziw. Wierzę, że będą potrafiły zmienić Polskę na lepsze i to nie tylko dla kobiet. A po książkę warto sięgnąć, by przekonać się ile wytrwałości, poświęcenia, ale i dystansu potrzeba, aby tworzyć politykę.

wtorek, 17 czerwca 2008

Wykłady w szkole rodzenia- nadmiar informacji waznych i waznych jeszcze bardziej. Psychologia i fizjologia, szczepienia, kąpiele, karmienie. Przerażenie w oczach z każdą nową wiadomością, czynnością, wymaganiem jakie stawiać będzie przed nami wychowanie naszego synka. Skupieni rodzice wsłuchują się w porady specjalistów, notują, zapamiętują, by później w praktyce móc zastosować ten kosmos informacji. Pneumokoki, laktacja, ciemieniucha, kikut pępowinowy- szaleństwo pojęć oderwanych od mojego dotychczasowego życia. Nauka życia od nowa. Stworzyliśmy jedno i musimy podjąć wyzwanie.
.
Tymczasem Maluszek szaleje z całą mocą swych małych piąstek i stópek. Rozgościł się pod moimi żebrami, przekopuje macicę. W błogiej nieświadomości żyje pewien, że tak będzie już zawsze. Tymczasem natura szykuje Mu największy szok Jego życia- traumę narodzin, opuszczenia sterylnego mieszkanka na rzecz zalanego światłem i hałasem obcego świata, gdzie znajomy będzie tylko zapach mamy i jej bicie serca. I to wszystko już za dwa miesiące.

wtorek, 10 czerwca 2008

Weekend w Augustowie- błogie zmęczenie spacerami po deptaku, leniwy odpoczynek i rejs stateczkiem po okolicznych jeziorach. I oby tak częściej. W końcu jakiś quality time spędzony z mężem- bez telefonów, gonienia, mijania się w progu i sypialnianych pieleszach. A do tego wszystkiego rosnący Maluszek, "falujący w rytmie zmierzchu", przeciągający się jak kot w maminym brzuchu, co i rusz dający się we znaki swoim niespokojnym wierceniem. Rozmowy z istniejącym, choć niewidocznym Maleństwem to pierwsza lekcja rodzicielstwa pobudzająca wyobraźnię. Czy rozpoznaje nasze głosy? Czy lubi jak głaszczemy Jego wypinające się drobne ciałko?
.
Powoli i bez wariactw przygotowujemy się na Jego pojawienie się w naszym świecie. Wózek, łóżko, ubrania- to wszystko schodzi na plan drugi przy naszym totalnym braku obycia z dziećmi. Żadne z nas nie posiada w rodzinie maluchów, którymi kiedykolwiek się opiekowaliśmy. Musimy zdać się na te szczątki wiedzy, którą nabędziemy w szkole rodzenia i własny instynkt, którego, mam nadzieję, nam nie zabraknie. I mimo ogromnej tremy niecierpliwie czekamy na to, co zdarzy się pod koniec sierpnia. Prawdziwa Kinder-niespodzianka z przedłużonym terminem konsumpcji :)

wtorek, 27 maja 2008

Maluszek zaczyna pokazywać rogi, a dokładniej zaczyna wyzierać na świat swoimi maleńkimi kończynami. Jego kopnięcia i ruchy są nie tylko wyczuwalne, ale i widoczne. Wypinając się pod skórą mego brzuszka daje wszystkim znać o swoim istnieniu. "Hop, hop! Tu jestem"- zdaje się komunikować ze światem. Koledzy z kapeli z zachwytem obserwowali małego pływaka. "Teraz fakt nie podlega dyskusji- gramy już w sześcioro."
.
Ciekawa jestem jak mój dość nieregularny tryb życia i muzyczne hałasy wpływają na rozwój Malucha. Kiedy śpiewam nie czuję jego ruchów, zdaje się uspokajać, gdy słyszy nawet głośne dźwięki. Rozrabia tylko w ciszy. Dzisiaj zbudził mnie nad ranem potężnym kopniakiem. "Wstawaj Mamo!" A propos Dnia Matki- dostałam wczoraj swoje pierwsze życzenia, złożone za pośrednictwem mego małżonka. Od teraz już nic nie będzie takie samo - w oczach mego męża awansowałam na matkę.

piątek, 23 maja 2008

Po raz kolejny okazało się, że szczerość i uczciwość jest najlepszą metodą rozwiązywania powstających problemów. Prawda zawsze przebije kombinacje i kłamstwa. Zawsze, gdy gryzę się w sobie, bo mam do rozwikłania kłopot, który leży mi na sumieniu, nawet wbrew logice zawsze wybieram prawdę. I zawsze dobrze na tym wychodzę. Dzisiaj mogę odetchnąć z ulgą. Ufff...
.
Nie cierpię w sobie małostkowości, która czasem mnie dopada i sączy się jadem w moich myślach. Rozdrażnia, poniża, a z czasem wypełnia bezsensowną złością o bzdury nie mające nic wspólnego ze mną, ale na siłę wciskające się w krąg mego życia. Ale mam na to niezwodne remedium- wtulam się w takich chwilach w swego męża, a jego pozytywne nastawienie do życia przepływa na mnie wraz z ciepłem jego bezpiecznych ramion. To jedna z nielicznych bezinteresownych osób, jakie znam. Podziwiam jego zdolność kompromisu; zawsze jest chętny do pomocy, brak w nim zawiści. Często mu powtarzam: "Jak dobrze, że jesteś".
.
Bo życie to są chwile, które należy cenić i pławić się w nich, gdy przynoszą szczęście i radość. Warto też mówić o swoim szczęściu. Nie wierzę w przesądy, które pod groźbą złych uroków zawistnych ludzi, zabraniają rozgłaszania swojej radości. Zamykamy się w kręgu złych myśli, kultywujemy negatywny, pesymistyczny stosunek do otaczającej nas rzeczywistości zupełnie tak, jakby przeznaczeniem ludzi była wieczna martynologia i samotność. A przecież pomimo lęków, jakie dostarcza nam życie, wszyscy chcą być szczęśliwi. Dlaczego więc sami opakowujemy się w ten nienaturalny dla naszej natury negatywny celofan, podjudzając siebie nawzajem do jeszcze większej nienawiści do życia? Walczę z tymi ograniczeniami, próbuję się wyzwolić szukając w ludziach dobroci, optymizmu, uzależniając się od chwil radosnych i błogich, drobnostek sprawiających mi przyjemność. Kultywuję siebie i Nas- połączonych życiodajną pępowiną, porozumiewających się intuicją i delikatnymi stuknięciami z zaświatów macicy. Kultywuję Nas- połączonych miłością i wspólnym losem od tylu już lat.
Dobrze, że jesteście.

wtorek, 20 maja 2008

De gustibus non est disputandum

Ilekroć tamtędy przechodzę, wygrzewają się w porannym słońcu. Nie wiadomo, czy dopiero zaczynają, czy jeszcze nie skończyli. Kontemplują swoje żywoty nad otwartą butelczyną piwa, przyglądając się filozoficznie przechodniom podążającym do pracy. Zapewne zastanawiają się szczerze nad sensownością tego zjawiska, wszak można wolniej, spokojniej, od jednego łyku do drugiego podziwiając rozbudzoną wiosnę rozkoszować się smakiem i aromatem chmielowego trunku. A może oni też są w drodze do pracy, tylko postanowili na moment odetchnąć i nabrać większej ochoty na przeżycie tego dnia? Trudno powiedzieć, bo przecież każdego w życiu motywuje coś innego.

sobota, 17 maja 2008

Ludzie listy piszą ... ?

Robiąc porządki w szafce, która już dawno odsłużyła swoje i zdecydowanie należy jej się emerytura, odnalazłam pudełko z listami i pocztówkami przesyłanymi mi przez znajomych. Ponieważ jestem typowym chomikiem i dorastałam w czasach, gdy jeszcze pisało się listy na kartkach i długopisem, mam tego dobra całkiem sporo, a odnalezione pudełko jest zaledwie jedną czwartą moich zbiorów, których chyba nigdy się nie pozbędę. Przede wszystkim dlatego, że wiele z nich przywołuje niezwykłe wspomnienia związane z osobami, z którymi korespondowałam. Poza tym uwielbiam sentymentalne wycieczki.
.
Ta dzisiejsza była szczególna, bo wspomniane pudełeczko zawierało ni mniej ni więcej, ale listy od moich nastoletnich sympatii, nie wyłączając mego męża. Własnoręcznie ozdobione koperty nadawały tym zgrzebnym opakowaniom indywidualny charakter zdradzając po trosze ich miłosną i tęskną zawartość. Na niektórych znaczek kosztował jeszcze 5500 zł, co oznacza ich przedpotopowe (przed denominacyjne) pochodzenie. Ile na nich kwiatków i serc, ostrzeżeń, by nikt oprócz zainteresowanej nie próbował wedrzeć się do tych najintymniejszych wyznań płynących potokiem na piękne papeterie czy wyrwane z zeszytu kartki w kratkę z marginesem. Najpierw niecierpliwie oczekiwane, a później czytane z wypiekami na twarzy wynurzenia, ostrożne, nieśmiałe wyznania, pełne nadziei, tęsknoty, oczekiwania, a to wszystko przeplatane opisami ówczesnej szkolno-lekcyjnej, wakacyjnej czy wojskowej rzeczywistości, dzisiaj wywołują sentymentalny uśmiech. I choć uwielbiam swoje życie teraźniejsze, lubię tak czasem zanurzyć się w ten świat oddalony już nieraz o dziesięciolecie, bo wiele w nim niewinności i błogiej nieświadomości, odkrywania nowych uczuć i rodzącej się seksualności. Są zapisem uczuć ważnych, bo kształtujących moje dzisiejsze "ja".

środa, 14 maja 2008

Pierwsze zajęcia gimnastyczne w szkole rodzenia już za mną. Niezwykle przyjazna atmosfera, sympatyczna prowadząca i mnóstwo ciekawych informacji. Zdecydowanie będę uczęszczać- co prawda tylko raz w tygodniu, ale pozytywne wrażenia, jakie wyniosłam z tych godzinnych zajęć, zachęciły mnie do dalszego udziału. Poza tym przyda mi się wzmocnienie organizmu, bo poród, to w przypadku kobiet nigdy nie uprawiających sportu wyczynowego, ponoć największy wysiłek fizyczny w życiu. Jest więc do czego się przygotowywać :)
.
My new post on Healthy Selfishness: Lucian Freud

wtorek, 13 maja 2008

No i wszystko wiadomo. Usg bezspornie ujawnilo, ze Maluszek rozwija się prawidłowo i w sierpniu powitamy na tym świecie synka o wdzięcznym imieniu Dominik. Cudownie się wczoraj oglądało Jego malutkie ciałko uciekające przed natarczywym panem doktorem próbującym zajrzeć w najdalsze zakątki tego małego kosmosu. Rozdrażniony Maluszek zakrywał się rączynami i nic nie wyszło z pierwszego zdjęcia portretowego. Ale to nic, bo za kilka miesięcy zobaczymy Go w pełnej okazałości. Niewątpliwie to podglądanie podziałało na naszą wyobraźnię, tym bardziej, że wiemy już jak się zwracać do naszego dziecka.
.
No właśnie- do "naszego" dziecka? Na ile ta istotka, która wkrótce się między nami pojawi, będzie należała do nas? Przecież to zupełnie odrębny człowiek, który będzie potrzebował naszej miłości i opieki przez wiele lat, ale tak naprawdę nigdy nie będzie należał do nikogo, oprócz siebie, względnie boga, jeśli będzie czuć się związany z jakąś religią. Najbardziej chyba fascynującą kwestią w posiadaniu potomstwa jest przyglądanie się, jak dziecko kształtuje się i uczy, staje się osobą z własnym charakterem i intelektem. A to wszystko przeciez pod czujnym okiem rodziców, którzy muszą pomagać przecierać te nieznane szlaki rozwoju. Jak przekazać wszystko to, co dobre; jak strzec przed niebezpieczeństwem, rozwijać zdolności pozostawiając pole swobody dla jego własnych wyborów? Rozpoczęliśmy więc niezwykłą wędrówkę. Cały kosmos niezbadany przed nami.

poniedziałek, 12 maja 2008

Nim się obejrzałam moja nowa garderoba stała się zielona. Wszystkie odcienie wiosny zawitały do mojej szafy, a także jak widać i tutaj. Być może tym kolorem nadziei próbuję z lekka uciszyć swoje niepokoje, których, choć czas taki radosny, jest coraz więcej. Wszystkie związane są oczywiście z macierzyństwem. Bo im blizej do finału, tym bardziej wzrasta ekscytacja, ale także i trema związana z tą wielką niewiadomą.
.
Wczoraj na przykład przeraziłam się swoim brakiem cierpliwości, gdy po zaledwie pół godzinnej sesji z niezwykle rezolutną dwulatką, miałam już dość jej niezrozumiałego dla mnie języka i stu pomysłów na zabawy na minutę. Wkładanie i zdejmowanie nowych bucików, chowanie się za firankę, karmienie psa, rzucanie piłeczką, wycieranie brudnych rączek o kanapę (tak, tak, to niezwykle edukacyjna zabawa), wchodzenie i schodzenie ze schodów. W czasie tych moich rozmaitych, niezwykle wyszukanych zabaw z małą Olą, na kolanach u cioci kwilił dziewięciomiesięczny Adrian, którego ulubioną rozrywką jest podskakiwanie na kolanie i wkładanie do buzi wszystkiego, co znajduje się w zasięgu jego krótkich rączek. Akurat nadeszła pora karmienia, o czym przekonaliśmy się wszyscy wysłuchując żałosnego płaczu najmłodszego członka rodziny, który nijak nie potrafił zrozumieć, że musi trzy minuty poczekać na podgrzanie jego porcji mleka. Całe szczęście nasza wizyta, z powodu wcześniej już ustalonego spotkania, dobiegała końca. Ale nawet gdybyśmy nie mieli dalszych planów, znalazłabym wymówkę, by szybko opuścić ten rozgardiasz.
.
Po odetchnięciu w końcu od tego całego zamętu, poczęłam jednak rozmyślać nad swoją przydatnością do roli matki. Czy łatwo przyjdzie mi poświęcić całą swoją uwagę dziecku? Jak rozdzielić siebie od dziecka? Jak nie zatracić się w macierzyństwie, w nadgorliwości? A może te kwestie stracą zupełnie na znaczeniu, bo w nową rolę wpasuję się jak ulał? Choć postanowiłam nie martwić się zawczasu kwestiami, które i tak są nieuniknione, ta krótka lekcja dała mi jednak sporo do myślenia. Bo jednak zawsze przecież będę sobą i to ja będę musiała szukać kompromisu ze swoim ego.
.
.
My new post on Healthy Selfishness: A girl or a boy?

środa, 7 maja 2008

A więc stało się- wiosna w pełnym rozkwicie, park wybuchł soczystą zielenią. Wczorajszy spacer oczyścił mój umysł ze złych myśli, uspokoił i zmęczył jak należy. A potem wspólne słuchanie muzyki i niewymagający film- wszystko zatem, co składa się na leniwe, spokojne popołudnie.
.
Nie lubię stanu zamętu, natłoku męczących, stresujących myśli, zajmowania się na siłę czyimiś sprawami. Uciekam od narzucanej mi odpowiedzialności za życie innych ludzi, uciekam od osób natarczywych i wciskających się w moje istnienie ze swoimi problemami. Zdrowy egoizm, nie szkodzenie sobie i innym to jedna z głównych zasad, jakimi kieruję się w życiu, i strasznie nie lubię, gdy ktoś na siłę próbuje zadeptać mój spokój. Cieszę się dobrymi myślami, szczęściem innych, potrafię docenić w ludziach to, czego mi braknie, czy to z powodu niewystarczających talentów, czy tez lenistwa. I lubię swoje pozytywne życie, choć nieraz popadam w chandry i nurzam się w melancholiach. Zwłaszcza teraz staram się skupić na dobrych emocjach, wiedząc, ze mój stan psychiczny wpływa na moje Maleństwo, nie tylko teraz, ale kształtuje jego osobowość także na całe dalsze życie. To ogromna odpowiedzialność, która spadła na mnie dość nieoczekiwanie, ale odkąd ją zaakceptowałam, stała się niewiarygodnym, ekscytującym wyzwaniem. Wiele spraw straciło na znaczeniu, jeszcze więcej nabrało znaczenia wręcz monstrualnego. Ale to dobrze, bo każda zmiana działa na mnie ożywczo. A ta jest bardziej żywa niż przypuszczałam- właśnie daje się we znaki ćwicząc prostowanie i zginanie stawów na moich trzewiach.
.
.
My new post on Healthy Selfishness: Go with the Flow

sobota, 3 maja 2008



"Kot, który czytał wspak" to pozycja, która w zeszłym tygodniu dołączona była gratisowo do "Wysokich obcasów", a zapoczątkowuje 30 tomową serię tych krótkich opowiadań kryminalnych autorstwa niejakiej Lilian Jackson Braun.
.
Cóż mogę napisać- to idealny tomik na wolne, leniwe, majowe przedpołudnie... i na tym chyba koniec. Nie ma co się zagłębiać w niezbyt skomplikowaną fabułę, choć należy przyznać, że autorka z całkiem sporym talentem kreśli postacie głównych bohaterów. Ale gdyby nie to, że książka przypadkiem dostała się w moje ręce, nigdy chyba nie trafiłaby na moją półkę. Zresztą nie zawaham się jej oddać jakiejś znajomej poszukującej nieskomplikowanej lektury na dłuższą podróż pociągiem.

Święta, święta i po świętach






czwartek, 1 maja 2008

Ponury, bolesny fizycznie i psychicznie początek dlugiego weekendu. Osamotniona i w płaczliwym nastroju, nurzam się w rozpaczy. Ze skrajności w skrajności. Tylko Maluszek trzepotaniem rozjaśnia to okropne popłudnie. To piosenka dla Ciebie.
.

.

It's a little bit funny this feeling inside

I'm not one of those who can easily hide

I don't have much money but boy if I did

I'd buy a big house where we both could live

.

If I was a sculptor, but then again, no

Or a man who makes potions in a travelling show

I know it's not much but it's the best I can do

My gift is my song and this one's for you

.

And you can tell everybody this is your song

It may be quite simple but now that it's done

I hope you don't mindI hope you don't mind that I put down in words

How wonderful life is while you're in the world

.

I sat on the roof and kicked off the moss

Well a few of the verses well they've got me quite cross

But the sun's been quite kind while I wrote this song

It's for people like you that keep it turned on

.

So excuse me forgetting but these things I do

You see I've forgotten if they're green or they're blue

Anyway the thing is what I really mean

Yours are the sweetest eyes I've ever seen

środa, 30 kwietnia 2008

Parę fotek temtycznych skoro moje zycie zdominowało rozwijające się Maleństwo.


Wszystkie fotografie autorstwa Christophe Gilberta.