środa, 27 lutego 2008

Najgorsza śpiewaczka świata, królowa opadającej skali czy anioł inspiracji, Florence Foster Jenkins zapisała się w historii światowej muzyki swoimi "popisowymi" wykonaniami najpiękniejszych i najtrudniejszych arii operowych. Nieważne, że nie miała ani głosu, ani słuchu, ani poczucia rytmu (!)- posiadała za to niezachwianą wiarę w siebie i ogromną pasję artystyczną. Dziś kolokwialnie rzec by można, że poczucie własnego obciachu było jej zupełnie obce.
.
I w całym tym szaleństwie, przyznać muszę, była jakaś metoda. Przypomina mi się bowiem wczorajsza rozmowa z kolegą, który żalił się, że wskutek wychowania, jakie odebrał, a które zawsze nakazywało mu nie wychylać się i nie ryzykować, został pozbawiony odwagi i determinacji w realizacji swoich marzeń. I choć ma niezły słuch i uwielbia grać na gitarze, nigdy nie próbował grać ani spiewać w żadnej kapeli, a jest ogromnym fanem muzyki i rzeczywiście jest muzykalny. Twierdzi, że ma zbyt duże poczucie własnego obciachu i brak mu siły, żeby przezwyciężyć swoje sceniczne i artystyczne lęki. Boi się krytyki, boi się, że to, co ma do zaprezentowania okaże się śmiesznym. Jednocześnie przecież każdy, kto w jakikolwiek sposób poddaje swoje dokonania, pracę, krytyce innych, czy jest to publiczność, srogi szef, czy wyjątkowo surowy krewny, musi liczyć się z tym, że zostanie pochwalony lub zganiony za swoje wypociny, i już mniejsza z tym, czy sprawiedliwie, czy nie. Trzeba mieć więc w sobie ten dystans do siebie, innych, a także do swojej twórczości i życia w ogóle. Dać sobie trochę luzu i żyć we własnych ramkach, nie rezygnując jednocześnie ze zdrowego krytycyzmu. To się właśnie nazywa harmonia życia. I tak mając wybór pomiędzy nurzaniem się w życiowym maraźmie, jak mój wiecznie niespełniony i neurotyczny kolega, a popaść w drugą skrajność- niezachwianą miłość własną i autentyczną pasję życia, tak jak Florence, zdecydowanie wybrałabym to drugie. Nie ma boeirm nic gorszego niż NUDNE, SMUTNE życie.
.
Wracając do sztuki, uśmiałam się setnie. Krystyna Janda- znakomita. Potraktowała swoją postać niezwykle czule- nie popadając w śmieszność, wydobyła z roli cały jej humor i naiwność. Z przymrużeniem oka, okrutnie, ale i zachwycająco fałszowała wielkie arie, okraszając występ niezwykle nieporadną choreografią wieloryba tarzającego się po nadmorskich plażach. Nie można nie poczuć sympatii do tej niezwykłej postaci. Bo choć z jednaj strony odraża swoim brakiem samokrytycyzmu, z drugiej jednak zachwyca żywotnością, optymizmem, pasją- nawet wtedy, gdy zabiera się za upragnione, czekoladowe ciastko. Bo tak w zasadzie, to od tej naiwnej śmieszności, poprzez banał życia, aż do po sięganie artstycznych i duchowych szczytów, pragnienia Florence są przerysowaną, ale jednak, wersją pragnień każdego z nas. Nie każdego tylko stać na ich spełnianie. A przecież nie będzie drugiej szansy. I Florence bardzo dobrze o tym wiedziała.
.
.
.
Zakwitł mi pierwszy żonkil- żółciutki jak słońce!

piątek, 22 lutego 2008

Pierwszy powiew wiosny, choć porywisty i rzęsiście mokry, a jednak wyraźnie wyczuwalny. Inne powietrze, samopoczucie, a na stole żonkile w fantazyjnych doniczkach (nota bene to jedyne rośliny, które po mojej terapii nie opadają z sił witalnych). Rozkoszuję się piątkowym popołudniem, zatapiam w lekturze bosko wciągającej i zajadam słodkimi winogronami. Wszystkim życzę tego samego.

poniedziałek, 18 lutego 2008

Kolejny sposób na niebanalne spędzenie niedzieli - wybrać się na mecz siatkówki damskiej i pokibicować białostockiej drużynie pań, dzielnie walczących o pozostanie w I lidze. Jak za starych, dobrych czasów, gdy chodziliśmy z tatem na mecze Jagiellonii (tak, tak- kiedyś bez uszczerbku na zdrowiu mozna było spokojnie obejrzeć rozgrywki), wybraliśmy się we dwoje w to śnieżne popołudnie na nasz pierwszym mecz siatkarski z prawdziwego zdarzenia. Co więcej, nasze panie, które sromotnie przegrywały każde spotkanie tego sezonu, wczoraj wygrały 3:1 z wicemistrzyniami Polski, a więc było na co popatrzeć. Stwierdziliśmy, że skoro przynosimy im szczęście, nie pozostaje nic innego, jak śledzić ich losy i uczęszczać na mecze. Atmosfera była iście sportowa, daliśmy się ponieść emocjom, zwłaszcza, że dwa ostatnie sety były niezwykle emocjonujące. I tak, chcąc, nie chcąc, przez zupełny przypadek, zostaliśmy znowu kibicami ramię w ramię- ojciec z córką- jak za starych, dobrych czasów.

środa, 13 lutego 2008

.

Miesiąc temu jeszcze 4 mm kropka, teraz powoli staje się człekokształtna, wymachuje rączkami i ucieka przed wszystkowidzącym USG. A zdaje się, że jej w ogóle nie ma, bo nie daje żadnych znaków, a mój organizm zaakceptował nowe istnienie bez grama sprzeciwu, bez mdłości, torsji i innych nieprzyjemności. Rzecz całkowicie niesamowita i trudna do opisania-zobaczyć 5 cm kogoś pływającego w przestrzeniach mego ciała.
.
.
Maluch ma już ok. 5 cm "wzrostu" i waży ok. 4,5 grama. Na skórze dziecka wyrasta meszek płodowy, tak zwane lanugo, który zacznie zanikać około 28 tygodnia ciąży. Plecy prostują się, dzięki czemu główka dziecka nie opada już na brzuszek. Na oczach pojawiają się powieki i tęczówka (kolorowa otoczka wokół źrenicy). Rozwijający się zmysł dotyku sprawia, że dotknięta powieka zaciska się, natomiast dłoń zwija się w piąstkę. Na paluszkach dziecka kształtują się zawiązki paznokci, a skóra i mięśnie grubieją. Każdą chwilę dziecko wykorzystuje na udoskonalanie swoich umiejętności - porusza klatką piersiową (dzięki czemu prawdziwe oddychanie przyjdzie mu bez trudu), a malutkie rączki trenują ruchy chwytne.

niedziela, 3 lutego 2008

Po dwóch pracowitych, nieprzespanych nocach, kiedy energii zostaje tylko tyle, by wziąć prysznic, zawlec się do łóżka i kamiennym snem przedrzemać do niedzielnego popołudnia, mam niezawodny sposób na odzyskanie harmonii ducha: wysłuchanie w ciszy i samotności "Siesty" Marcina Kydryńskiego, w Radiowej Trójce oczywiście. Piękna muzyka sączy się do ucha, a kojący głos prowadzącego uspokaja i wprowadza w dobry nastrój. Zawsze. Dla niedowiarków polecam http://muzyka.pilsner.pl/ , gdzie można wysłuchać każdej audycji.