sobota, 29 listopada 2008

Muzycznie

Za oknem szaro i buro , a tutaj zawsze elegancki Matt Dusk sobie wychodzi ze świetnym zespołem i cudnie śpiewa i od razu ciało wpada w wibracje i robi się cieplej. I niech ktoś mi powie, że nie!

Jakaż cudna odtrutka na ponury poranek.

A żeby było jeszcze cudniej- Michael Buble ze "Sway".

Nie wiem jak wam, ale mi ciarki chodzą po plecach. Dzień z takimi mężczyznami nie może być zły :)

To jeszcze Michael z coverem Maroon 5.

One man show, isn't it?

wtorek, 25 listopada 2008

Nowe słowo

Hypogeum – z greckiego oznacza dosłownie "podziemny" od słów hypo (pod) i gaia (ziemia). Jest to podziemne pomieszczenie na planie koła, czasem z małą nadbudówką nadziemną, zwykle przeznaczone na grób albo miejsce kultu. Zachowały się liczne hypogea związane z kultem irańsko-babilońskiego boga słońca i światła - Mitry.

W Starożytnym Egipcie - nazwa hypogeum oznacza grobowiec wykuty w skale, składający się z systemu schodów, pochylni i komnat. Nazwa Królewskie Hypogea w szczególności odnosi się do nekropolii tebańskich.

Na Malcie znajduje się Hypogeum Ħal Saflieni wybudowane około 3000 roku p.n.e. Pełniło ono funkcję nekropolii oraz podziemnego sanktuarium.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Tysiąc min na minutę! Czas start!





Więcej na blogu Dominika.

Góreczka

Pierwszy śnieg i jak zwykle wspomnienia z dzieciństwa. Wspomnienia tych beztroskich godzin zabaw na górce, po których przychodziło się do domu z przemarzniętymi dłońmi i mokrymi od zjeżdżania na pupie portkami, nie wspominając o rękawiczkach, z których zwisały sople zbitego śniegu. A potem to wszystko tajało na gorących, zimowych kaloryferach, ściekając kropelkami na podokienne parkiety.
.
Miałam to szczęście, że na moim osiedlu mieliśmy taką wspaniałą góreczkę, wprost idealną do zjeżdżania na sankach. Zapobiegliwi starsi koledzy przy pierwszych mrozach wylewali na górce wodę, dzięki czemu po jednej stronie zawsze była pyszna ślizgawka. Oj zjeżdżało się, zjeżdżało. Pojedynczo, we dwójkę, w pociągu. I dalej hajda na górę, i tak w nieskończoność. A raczej do pierwszych okrzyków okiennych zniecierpliwionych rodziców, którzy po powrocie do pracy skutecznie swoim nawoływaniem wyludniali góreczkę.
.
Ten pagórek wydawał się wtedy olbrzmi, a tysiące kalorii spalanych na próbach wdrapania się na szczyt zdawały się potęgować to odczucie. Teraz, gdy ułuda dzieciństwa dawno już za mną, wszystko wróciło do swoich prawdziwych wymiarów. Choć może to kolejna ułuda? Może wszystko tak naprawdę jest wielkie, tylko ja nie umiem już tego ocenić swoimi dorosłymi oczami? Czy dzieciństwo Dominika pozwoli na powrót do tych szczenięcych lat i tych błahych, wyolbrzymionych przyjemności?

piątek, 21 listopada 2008

Literacko

"Gnój" Wojciecha Kuczoka to przerażająca opowieść o domowym piekle, jakie zdarza się nieodpowiedzialnym, prymitywnym i niedowartościowanym rodzicom sprezentować swoim dzieciom. Opowieść straszna, pesymistyczna, do głębi smutna. Historia o tym, jak własnym, nieudanym życiem mozna zniszczyć przyszłość innych, jak można przez całe życie pogrążać się w gnoju, by na koniec się w nim utopić . Szkoda tylko, że tak późno.
.
Znam takie rodziny- chore przez alkoholizm, uzależnienie psychiczne, niszczące własne dzieci dla egoistycznych zachcianek, nie liczące się z odpowiedzialnością za ich los. Znam takie dzieci- nie radzące sobie w życiu, powielające błędy rodziców. Szkoda, że niektóre książki nie są jedynie literacką fikcją.

Literacko

Matka bez reszty poddała się latynoskim tasiemcom, zalęgły się w niej nieodwołalnie i rozmnażały, kurczyła się od nich i chudła, ale była bezradna, latynoskie tasiemce to była jedyna darmowa karma dla jej organizmu, najłatwiej dostępna, tylko nimi się żywiła, całymi dniami, na surowo, wciąż powtarzając:
- Tylko dzięki nim wiem, co to jest prawdziwe życie; to jest moja ostatnia przyjemność, nie pozwolę jej sobie odebrać. Dość się naużerałam z wami wszystkimi, na stare lata dajcie mi święty spokój - mówiła i pożerała tasiemce, czasem po dwa naraz, przeżywając je i przeżuwając, nie podejrzewając nawet, że w postaci pogryzionej i pokawałkowanej regenerują się w jej wnętrzu i wysysają ją od środka, za największy przysmak mając mózg, wzajem się wewnątrz matki wyniszczają w walce o największy przysmak; pewnie tylko dlatego jeszcze żyła, że tasiemce toczyły w niej morderczą wojnę o dostęp do mózgu, tak zażartą, że rzadko który na chwilę dostępował rozkoszy pasożytowania wewnątrz jej czaszki, tylko po to, by raptem dać się wygryźć rywalowi.
.
Wojciech Kuczok, "Gnój"

poniedziałek, 17 listopada 2008

Sally Mann

Ostatnie "Wysokie Obcasy" przypomniały mi pewną fotografkę- Sally Mann mianowicie. Jej niesamowite fotografie rodzinne są prawdziwą inspiracją.
.
.
.
.
.

niedziela, 16 listopada 2008

Z głośników sączy się "Siestowy" saksofon, a ja popijam bezkofeinową latte i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie brak tej kofeiny :).
.
Dzisiejszy spacer dobitnie pokazał bezlitosność jesiennego wiatru, który zupełnie ogołocił drzewa z liści. I znów trzeba czekać do wiosny. Listopad to chyba najokrutniejszy miesiąc. Chłód wciska się w szczeliny płaszcza, wiatr targa włosy, a nisko wiszące słońce kpi sobie ze spacerowiczów tworząc ułudę pięknej pogody. I gdyby nie Jamie Cullum w uszach byłoby naprawdę nieprzyjemnie. To połączenie ogromnego talentu muzycznego i piosenkarskiego z niezwykłą męską urodą ( typu wieczny chłopiec, i to nic, że jest szatynem) daje niezłą mieszankę.
.

piątek, 14 listopada 2008

Ulubione obrazy

.
Ach, taki sobie jesienny i urzekający Toulouse- Lautrec. Idealnie wkomponowuje się w dzisiejszy zaokienny krajobraz.

niedziela, 9 listopada 2008

A tak sobie siedzę, piję porannego earl greya, z radia snuje się "Tanie granie" w trójeczce, Dominik śpi, i właściwie nic się nie dzieje, a mimo wszystko jest tak pięknie.

sobota, 8 listopada 2008

Spacer po listopadowym parku z Dominikiem i cudowną Indią Arie. Kocham te chwile, gdy nagle w jednym momencie wszystko, co mnie otacza i co jest we mnie, staje się jednością przepojoną spokojem i sensem. Dobra muzyka, mądre teksty i jesienne słońce sprawiły, że na kilka minut osiągnęłam prawdziwe zen, co na cały dzień wprawiło mnie w znakomity humor. Dobrze, że dzisiaj właśnie przypomniałam sobie o dawno niesłuchanej Indii Arie, której płyta "Life & Relationship" rewelacyjnie odzwierciedla moje podejście do życia.

czwartek, 6 listopada 2008

La Luna

. Fot. Daniel Zwierzyński
.

Ukradłam to zdjęcie koledze, bo bardzo mnie zauroczyło. Zresztą, dzisiejszej nocy księżyc wygląda podobnie.

środa, 5 listopada 2008

Nowe słowo

Acedia – (gr. akēdía, akedeía - "brak troski o własny byt i istnienie, obojętność" od kēdía - "troska") – w teologii wypalenie religijne, apatia (psychologia) i obojętność, tzw. "choroba mnichów", duchowa "depresja", niekiedy utożsamiana również z lenistwem lub gnuśnością.
.
Acedia, "choroba duszy" objawiająca się niemożnością zaznania spokoju, dekoncentracją i apatią znana jest w tradycji chrześcijańskiej co najmniej od czasów Ojców Pustyni. Opisali ją m.in. Ewagriusz z Pontu i Jan Kasjan (który nazywa acedię taedium - "przesytem").
Acedia objawia się przygnębieniem, smutkiem, brakiem motywacji do działania, brakiem zaangażowania i nadziei, zniechęceniem, wyczerpaniem, zobojętnieniem i wrażeniem duchowej pustki. Jest to niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym, co właśnie jest. Ewagriusz w jednym ze swoich dzieł opisuje przykład mnicha owładniętego demonem acedii. Mnich siedzi w swojej celi, jednak tam nie wytrzymuje. Ciągle wygląda przez okno, czy czasem ktoś nie przyjdzie w odwiedziny. Nie może doczekać się pory na posiłek i żali się na Boga, że czas tak wolno płynie. Potem czyta trochę Biblię, lecz wtedy robi się senny. Podkłada Biblię pod głowę, ale złości się, że jest ona za twarda, by na niej spać. Mnich staje się płaczliwy, ponieważ nie otrzymuje tego, czego chce. Problem w tym, że sam nie wie, co to jest. Jan Kasjan dodaje, że charakterystyczną cechą acedii jest tzw. "horror loci", czyli niechęć do miejsca, w którym się obecnie znajduje i czynności, którą się wykonuje. Kiedy się pracuje, najchętniej nic by się nie robiło. Kiedy się nie pracuje, odczuwa się nudę.
.
Od dawna spierano się, czy acedia jest grzechem, czy też nie. Najszerszej zajmuje się tą kwestią św. Tomasz z Akwinu (Suma Teologiczna IIb 35), który przytacza argumenty za i przeciw, opierając się na takich filozofach i teologach jak Arystoteles, Jan z Damaszku, czy Jan Kasjan. Ostatecznie św. Tomasz zalicza acedię do grzechów głównych (w tłumaczeniu polskim kryje się ona pod nazwą tradycyjną "lenistwo").
.
Jako lekarstwo na acedię mnisi w dawnych czasach uważali dbałość i uważność w wykonywaniu wszystkich czynności, osiąganą poprzez medytację i kontemplację, czyli to, co buddyści nazywają satipatthāna.
.
Według Dantego ludzie obciążeni grzechem acedii cierpieli aż w czwartym kręgu piekieł. Opierając się na wyobrażeniach Dantego treść pojęcia przybliżył nowoczesności T.S. Eliot w swoich dziełach takich jak Ziemia Jałowa czy Cocktail Party, w których za główny problem współczesności uznał zanik woli.
.
Źródło: Wikipedia

Z Cytatem

"Nikt więc nie wiedział, że od dwudziestu lat dziadek Alfons sypia w trumnie dębowej, którą sam sobie wyrzeźbił, bo nie chciał sprawiać kłopotu rodzinie, a i domyślał się pewnie, że zanim się ci jego krewni zorientują, zanim przyjadą sprawdzić, czemu się przestał pokazywać, pewnie zdąży wgnić w podłogę. A tak, kiedy kostucha go we śnie dopadnie, to już w trumnie, no i będzie chyba na tyle grzeczna, że da mu jeszcze ten ostatni oddech, żeby się mógł wesprzeć na rękach i zamknąć wieko na wieki."
.
Wojciech Kuczok, "Gnój"

wtorek, 4 listopada 2008


Środek jesieni, zimno, pochmurno i deszczowo, a ten se kwitnie jak gdyby nigdy nic na sypialnianym parapecie :)

poniedziałek, 3 listopada 2008


Minęły właśnie dwa miesiące życia Dominika. Zadziwiające jak bardzo zdołał się przez ten czas zmienić, zmieniając jednocześnie także moje życie.
.
Przede wszystkim urósł i nie mieści się już w swoich pierwszych śpioszkach. Na jego twarzy zaczynają się pojawiać rozkoszne "pucki", nóżki i rączki nabierają sadełka. Mnie jednak najbardziej cieszy zmiana w jego zachowaniu. Zdaje się, że minęło wariactwo pierwszych tygodni, bowiem Dominik zaczyna popadać w swoją rutynę w czym pomagają mu skrzętnie przez nas wypełniane wspólne rytuały. Ustalenie pór karmienia pozwala mi przespać w nocy 5 godzin, po każdym karmieniu dziennym jest czas na zabawę, po której mój zmęczony chłopczyk zapada w słodki sen na kilkadziesiąt, drogocennych dla mnie, minut. Poza tym ogólnie rzecz biorąc jest spokojniejszy pomimo dłuższego czuwania pomiędzy posiłkami. Wzrusza mnie do łez swoim śmiechem. Zadziwiające jak bardzo można się zachwycać swoim dzieckiem. Gdy śpi w moich ramionach szczęśliwie syty wpatruję się w tę niewinną twarzyczkę i jestem wdzięczna losowi za ten mój mały cud. I choć może brzmi to banalnie, nic nie może opisać miłości do własnego dziecka. Zadziwiające, piękne, niezastąpione uczucie.
.
Powoli wracam więc do świata żywych: szybciej czytam książki, uzupełniam zaległości filmowe, a przy tym wszystkim udaje mi się nie zapuścić mieszkania :) Staram się też jak mogę nie ulegać jesiennym chandrom, choć melancholia opadających liści potrafi dopaść nawet najtwardszych.

.

Check out my new post on Healthy Selfishness.