piątek, 16 września 2022

Zapiski z frontu późno- wczesnego macierzyństwa Part 5

 


1. Cud nad Białką!!!

Pierwszy raz od kilku miesięcy zdarzyło mi się przespać caaaaałe 6 godzin!

Bez wstawania na siku z pęcherzem przepełnionym do granic i panicznymi myślami, że zleję się po drodze.

Bez nocnego wstawania na karmienie i obawami, że w półśnie niosąc dziecko do salonu przywalę nim o futrynę.

Po takiej nocy człowiek się czuje jak nowonarodzony, jest siła, jest moc, można wszystko, nawet usmażyć naleśniki!!!

2. Żeby nie było tak słodko, powyższy cud to efekt popołudniowo- wieczornych krzyków, popierdywania i ogólnego niezadowolenia z niesprawiedliwości świata, które Mikołaj wyrażał w sposób niezwykle aktywny.

Na tyle, że matka traciła cierpliwość, a psy łączyły się w bólu wyjąc razem z dzieckiem.

Sodoma i Gomora, do momentu gdy nie wrócił Ojciec Jedyny.

Nagle nastała cisza.

Ręce, które leczą, nowa twarz, nowe możliwości.

Jak widać ten człowiek ma właściwości kojące działające nie tylko na mnie.

Co prawda efekt nowości po jakimś czasie przestał działać i Mikołaj przypomniał sobie, że ma głos, ale ten moment głuchej, galaktycznej ciszy- bezcenne!

3. Na okoliczność modernizacji instalacji ciepłowniczej, zgodnie z zasadą musi być gorzej, żeby było lepiej, na kilka dni wyłączyli nam ciepłą wodę.

Całe szczęście jest alternatywa wykąpania się w innym domostwie, tudzież hartowania ciała i ducha pod zimnym strumieniem.

Ponieważ posiadam długi włos, mycie głowy wydało mi się najbardziej problematyczne w zaistniałych okolicznościach.

Ojciec jedyny stwierdził, że wcale tak być nie musi.

Wystarczy do sedesowego baczka nalać trochę szamponu, włożyć głowę do kibla, a przy dobrych wiatrach wir wody jeszcze mi umodeluje koczka.

Taka usługa fryzjerska na miarę inflacyjnego deficytu.

4. Żyjemy z Mikołajem w symbiozie- ja chudnę, on przybiera. Rośnie wszerz i wzdłuż, zaokrągla się, fałdkuje.

Ojciec Jedyny zwie go pieszczotliwie pulpetem.

Dominik usłyszawszy nową ksywkę, wziął telefon i udaje, że dzwoni: Halo!!! Pudliszki??? Pulpet wam uciekł!!!

5. Ten moment, gdy wydaje Ci się, że dziecko zasnęło na amen w pacierzu, wykorzystujesz okazję i siadasz na klopa, zamyślasz się o niebieskich migdałach, i nagle w kulminacyjnym momencie słyszysz krzyk.

Czekasz chwilę, licząc na to, że to tylko zły sen.

Ale nie, płacz się potęguje.

I stajesz przed pytaniem- czy kontynuować czy się zrywać.

A jeśli się zrywać, to czy jesteś gotowa na wszystkie konsekwencje tej decyzji?

6. Pierwszy raz ugotowałam pomidorową z pomidorów. Zaprawdę powiadam Wam- macierzyństwo zmienia człowieka.

7. Stuknął właśnie piąty tydzień.

Quo vadis Młody Człowieku?

piątek, 9 września 2022

Zapiski z frontu późno- wczesnego macierzyństwa Part 4


1. Nie od dziś wiadomo, że dziecko to świetny nauczyciel. A w zasadzie to przypominacz prawd odwiecznych.
Z całą mocą przypomniałam sobie, że nie warto niczego oczekiwać. Planować- owszem, ale zawsze z elastycznością na wypadek, gdyby nie wyszło.
Więc jak dzisiaj do naszego małego życia wdarła się regularność, nie oczekuję że jutro będzie tak samo.
Bo kolka, bo gorszy dzień, albo dla odmiany lepszy. Bo się wyspałam, albo wręcz przeciwnie. Bo słońce, bo deszcz.
Dziecko zakotwicza w tym osławionym „tu i teraz”.
2. Gdy dzieciak zesral Ci się po pas, a Ty tak umiejętnie go przewijasz, że zmieniasz status quo na dzieciak się zesral po pachy, a potem po głowę.
3. Mały zawiesza się czasem patrząc na króliczka Alilo podarowanego przez Ciotki.
To taki król co to mu się uszy świecą i można sobie posłuchać piosenek w liczbie tysiąc pięćset sto dziewięćset.
Zainteresowała mnie jedna kołysanka, której treść pozwolę sobie przytoczyć, bo jest niezbędny do dalszej analizy.
Sleep Little baby ( Śpij małe dziecię )
Mummy’s upstairs (Mama jest na piętrze)
She’s baking a cake ( Piecze ciasto)
And Daddy’s helping Mummy to bake ( a tatuś pomaga mamie )
So Baby go to sleep (Więc spij dziecię )
Soon You’ll have a treat (Wkrótce będziesz miał smakołyk)
A ja się pytam jacy rodzice, gdy dziecko śpi, idą „na górkę” by piec ciasto??? Przecież każdy kto oglądał Seksmisję dobrze wie, co znaczy „pójść na pięterko”.
I jeśli już nawet przyjąć, że rodzice są tacy idealni z tym ciastem, i rzeczywiście te wolne chwile spędzają na pichceniu, to zakładając że kuchnie zwykle są na parterze, a starzy „na pięterku” , to gdzie właściwie jest to dziecko? W piwnicy?
A poza tym, to jakie dziecko wiedząc, że wkrótce dostanie pyszne ciasto, pójdzie sobie grzecznie spać???
Stwierdziłam, że ta kołysanka kompletnie pomija podstawy wiedzy o psychologii człowieka.
4. Wiecie co to jest Zalando?
To ważąca prawie tyle co dziecko zalana pielucha!
5. Ciąg dalszy opowieści o polskim feminizmie.
Spotkałam sąsiadkę w wieku tuż pomenopauzalnym, której pierwszym pytaniem do mnie było jak rodziłam.
Cesarka, odpowiadam.
No tak, poszłaś na łatwiznę, usłyszałam. ( minus 1 punkt dla mnie)
A chociaż karmisz cycem?
Nie, pomidorami!, cisnęło mi się na usta, ale chciałam zarobić chociaż jeden punkt na plus, więc potwierdziłam, zgrabnie pomijając fakt, że dokarmiam butelką.
W ogólnym rozrachunku w tym podsumowaniu wyszłam na zero.
Ale wcale się tak nie czuję. Zresztą w tym kraju „zero” może być tylko jedno.
Więc jeśli cesarka to łatwizna, in vitro to hodowla, to czymże w takim razie jest adopcja? Na talerzu podane?
Polska martyrologia wciąż ma się dobrze.
Dlaczego tak zachłannie chcemy innych obdarzyć swoim bólem, nieszczęściem, zawodami?
6. Jak to jest, że gdy wracasz ze spaceru z dzieckiem, ono zawsze budzi się tuż przed klatką?
Zaczynam podejrzewać, że ktoś mu zamontował w tyłku GPS.
7. Reakcja kilkulatkow na maleńkie dziecko jest totalnie słodka. Moje 2 siostrzenice i siostrzeniec zapatrzają się na Mikołajka, tulą, całują, zagadują malucha.
Bezbronność w spotkaniu z niewinnością to niczym nieskrępowana eksplozja miłości.
Trzeba tylko nadzorować, żeby nie zepsuły.
8. Minął właśnie miesiąc!!!
A my często wyglądamy jak na załączonym obrazku.



piątek, 2 września 2022

Zapiski z frontu późno-wczesnego macierzyństwa Part 3



1. Pierwsza wyprawa do rodziny w Olsztynie za nami.
Podczas dłuższej podróży z niemowlakiem najważniejszy jest timing.
Dlatego też odradzam takie wypady w pierwszym tygodniu gdy rytm dobowy dzieciaka jest nieuregulowany niczym odpowiedzialność za zatrucie Odry.
2. Podczas takiej wyprawy ważna jest też logistyka.
Ojciec: Najwyżej jak się będzie darł to go po drodze zostawimy. Lasów dużo. Przywiążemy do drzewa.
Matka: Nie trzeba przywiązywać. On jeszcze daleko nie odpełznie.
Ojciec: No, Przykryjemy mchem żeby było mu chłodniej.
Matka:No ,i zabierzemy jak będziemy wracać. Tylko trzeba zapamiętać gdzie go zostawimy…
Ojciec: Spokojnie, zaznaczymy sobie pinezkę.
3. A tymczasem Karotka powraca ze spacerów z suchymi liśćmi na „stopach”- niechybny znak, że zbliża się jesień.
Do listopada nie mam jesieni nic do zarzucenia.
Uwielbiam złoto październikowych klonów.
Światło Słońca nabiera innego kolorytu, jakby chcąc zrekompensować niższe temperatury cieplejszymi odcieniami.
Życie spowalnia, potem zastyga, regeneruje się by za kilka miesięcy znowu eksplodować.
Tak trzeba myśleć o jesieni. Inaczej idzie się zajebać.
4. Tonący brzytwy się chwyta.
Adin, dwa, tri, zakrywaj glaza!!!
Oświadczam, że Metoda usypiania dziecka na Kaszpirowskiego nie działa.
Do tego chyba potrzebny jest facet z grzywką i kineskopowy odbiornik telewizyjny marki Rubin.
Bez tego klimatu uzdrawiająco- usypiająca moc energetyczna wywołuje nawet u niemowlaka nieuświadomione uśmieszki pod nosem.
A przecież całymi rodzinami żeśmy siedzieli …
Cudowny czas transformacji, gdy jeszcze wszystko wydawało się możliwe.
Taka narodowa nieopierzoność.
5. Wózek i jego pierwsze samodzielne rozkładanie.
Pot się leje, potok „kurew” rozlewa się po klatce.
Całe szczęście jest Whats app i Ojciec Jedyny, który swoim spokojnym głosem i teleporadą przychodzi w sukurs.
Kolejny kryzys zażegnany.
6. Kiedy siadasz z wózkiem na ławeczce pod drzewami i zagapiasz się w błękitne niebo.
I nagle spostrzegasz, że cały chodnik obok upstrzony jest ptasią kupą i żołędziami.
Zaczynasz się zastanawiać, czym dostać bardziej się opłaca, bo kupą to ponoć szczęście.
A żołędziem?
7. Trzeci tydzień właśnie mija.
Zaczęły się kolki.
Test na cierpliwość uznaję za rozpoczęty

sobota, 27 sierpnia 2022

Zapiski z frontu późno- wczesnego macierzyństwa Part 2

 

1. Kwestie dietetyczne uznaję za rozwiązane. Małe dziecko znakomicie ułatwia dotrzymanie okien żywieniowych.
Wstajesz i się nie żywisz do 11, bo … żywisz.
2. Zanim było dziecko, to byłam ja! Postanowiłam nie zapomnieć o sobie. Szczotkowanie ciała, pielęgnacja twarzy, włosy.
Poza tym szum prysznica koi i skutecznie wygłusza wszystkie dźwięki z nawoływaniem dziecka włącznie.
3. Zanim było nowe, to od 14 lat jest też to stare dziecko. A ono wciąż potrzebuje.
Nie dość że chodzi po domu i żąda jedzenia, to najbardziej jednak uwagi.
Gadamy o kolejnych odcinkach Breaking Bad, oglądamy Zbrodnie po sąsiedzku, rozkminiamy historię.
Czasem naprawdę wystarczy uważnie posłuchać, tym bardziej że repertuar słowny ma znacznie bogatszy niż oparta na samych samogłoskach mowa Mikołaja.
Aaaaaaaaaaaaa jeśli kiedyś skończy na terapii- no cóż. Jak mówi moja terapeutka, każdy kto ma matkę w końcu na niej skończy. Także jestem rozgrzeszona.
4. Śmieszna sprawa tak sobie samej robić zastrzyki w brzuch.
Najpierw opór, potem wchodzi jak w masło, aż do momentu przebicia się przez powłoki, gdy następuje delikatne pyk i jesteś w środku. Powoli wstrzykujesz zawartość. Czasem poczujesz delikatne bul, bul, bul…
Pielęgniarstwo musi być perwersyjnie przyjemne.
5. Cisza przy dwójce dzieci jest na wagę złota. A dokładnie 3,2 kg+ 55 kg.
W kryzysie włączam mantry. Koi mnie, że nie kumam o czym śpiewają.
6. Kupa ma być jak musztarda- powiedziała położna.
Zgodnie z polskim powiedzeniem to musztarda ma być po obiedzie, a tymczasem przed, w trakcie, po, pomiędzy, w tak zwanym międzyczasie…
Dom musztardą pachnący …
Przy pewnej dozie wyobraźni i dobrych wiatrach można się poczuć jak na francuskiej prowincji w okolicach Dijon. Pod warunkiem jednak, że stoisz od zawietrznej.
7. Nocne karmienia sprzyjają słuchaniu podkastów. Oczywiście jak już człowiek zda sobie sprawę, że się obudził.
8. Sukces!!! Dziecko przeżyło kolejny tydzień.
9. Tymczasem Mikołaj w filozoficznej zadumie trawestuje Hamleta.
Żreć czy nie żreć?
Durne to pytanie.



piątek, 19 sierpnia 2022

Zapiski z frontu późno-wczesnego macierzyństwa. Part 1

1. Mój ginekolog przekonywał mnie, że wszystkie kobiety cenią sobie bardziej poród naturalny, niż cesarkę, na którą się zdecydowałam, ale z chęcią wysłucha moich doświadczeń przy następnej wizycie.
Mając nieprzyjemność doświadczenia każdego z tych rozwiązań, doszłam do pewnych wniosków- obie metody są kijowe.
Natura ewidentnie tego nie przemyślała, a ewolucja skupiła się na mózgu pozostawiając problem narodzin na etapie inflacyjnym- aaa „rozwiąże się samo”.
Nie mniej jednak pomimo stresu i bólu wybieram tę drugą opcję.
Jakoś tak się człowiek czuje … mniej porozrywany.
2. Poznałam w tym doświadczeniu nowego przyjaciela, a imię jego Ketonal.
Mały, niebieski, z twarzy podobny zupełnie do nikogo, ale sprytnie poprawia nastrój od pierwszego wzięcia.
3. Jeśli masz wspierającego partnera, który dba o Ciebie i Twoje dzieci, świetnie gotuje, przytuli gdy beczysz, bo zaczął Ci się nawał mleczny i masz ochotę popełnić podwójną mastektomię- to wszystko jest do przeżycia.
4. Okazuje się, że Twój starszy syn umie obsługiwać pralkę!!!
I jest bardzo odporny na płacze i frustracje swojego brata.
Bezprzewodowe słuchawki to genialny wynalazek.
5. Zaczęłam widzieć swoje kostki.
Moje nóżki wracają do swojej dawnej zgrabności.
Cycki urosły.
Żyć nie umierać.
6. Pampers zawsze spada kupą w dół.
Kupa przylepia się do kapci.
7. Lata spędzone na chałturach przygotowują do nocnego rodzicielstwa.
Gdy o 2 dopada Cię kryzys, a wiesz że trzeba rypać przynajmniej do 4, wypijasz szklankę bimbru, tfu szklankę wody i udajesz, że Cię to wszystko kręci.
8. Przybiliśmy sobie piątkę! Nasze dziecko przeżyło pierwszy tydzień.



sobota, 6 sierpnia 2022

Matki Polki


 Jak już wcześniej pisałam, cyklicznie co dwa tygodnie wracam jak bumerang do Pana Doktora, co to nic nie mówi, a pojawia się i znika w tajemniczy sposób.

Swoim enigmatycznym zachowaniem i marnymi zdolnościami komunikacyjnymi niezmiennie wywołuje spory wśród oczekujących pod gabinetem pacjentów. Czy obowiązuje kolejka czy ustalone godziny? Czy można już wchodzić czy nie? Czy na NFZ wciąż jest gorzej niż prywatnie?
Repertuar debat pozostaje wciąż ten sam i po kilku wizytach zaczął mnie okrutnie nudzić.
Niechcący jednak stałam się ostatnio tym przysłowiowym kijem w mrowisku, co to rozpętuje burzę, podnosi ciśnienia i swoim zaistnieniem burzy agendę podgabinetowych utyskiwań.
Niechcący wrzuciłam nieskromny kamyk do debaty o naszej feministycznej polskości. Choć w zasadzie polskość feministyczna brzmi trochę jak oksymoron, co to wewnętrznie sprzeczny nie mówi nic, ale tym samym jednoznacznie stwierdza, że coś jest nie tak.
Okazuje się bowiem, że w Polsce status kobiety w zaawansowanej ciąży jest tyleż samo widoczny, co teoretyczny.
Wtaczam się korytarzem, najpierw brzuch, potem tyłek. Zasapana, bo trzeba było wejść aż na pierwsze piętro. Nie narzekam, stwierdzam fakt. Kolejka długa w ciul- pewnie znowu potężne opóźnienie. Pytam kto ostatni, nie pytam o godziny przyjęć. Średnia wieku 70. Zdecydowana przewaga kobiet. Wszyscy zamaskowani. Poznasz ich intencje tylko po oczach.
Zasiadam na krzesełku, wyjmuję książkę, uspokajam oddech.
„Ale Pani jest w zaawansowanej ciąży to powinna na początek kolejki iść.”- odzywa się siedząca obok urokliwa starsza pani z burzą rudych, niesfornych loków. Oczy skrzą się filuternie. Czuć, że w tym ciele jest jeszcze wiele empatii i radości życia.
„Dziękuję, ale nie chcę wywoływać zamieszania. Poczekam na swoją kolej.”- odpowiadam.
„To zróbmy tak- ja Panią wpuszczam przed siebie. I nie przyjmuję odmowy!” – proponuje uśmiechając się oczami.
Dziękuję jej serdecznie za uprzejmość. I miło mi się robi, że ktoś wykazał się takim przyjaznym gestem.
Po chwili zza rogu korytarza wychodzi pracująca w tym przybytku pielęgniarka. Od razu namierza mnie swoim profesjonalnym okiem i tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazuje – „Zapraszam Panią za mną!”.
Nim się zorientowałam stałyśmy już na początku kolejki.
„Szanowni Państwo! Ta Pani jest w zaawansowanej ciąży, zatem należy jej się miejsce poza kolejką. Bardzo proszę o jej przepuszczenie i jak tylko wyjdzie pacjent to Pani ma pierwszeństwo.”- wyperorowała stanowczo, acz przyjaźnie pielęgniarka.
I ni stąd ni zowąd znajduję się pod ostrzałem zniechęconych i nieprzyjaznych spojrzeń. Ech, gdybyście usłyszeli ten pomruk niezgody, szum zdrady narodowej, szepty niezadowolenia, które zburzyły spokój poczekalni.
Nagle z tej ogólnej, utajonej niezgody wyrywa się głos pewnej aktywistki, która odważa się głośno i dobitnie wypowiedzieć zdanie, które zdaje się podzielać większość niezadowolonego towarzystwa.
„Proszę Pani, a jak ja bym miała sto lat, to też by mnie pani wpuściła bez kolejki???” – zapytała głośno zażywna kobiecina z siwym kucykiem, nie kryjąc złośliwości.
Pomruk aprobaty rozszedł się po korytarzu. Tu i ówdzie zobaczyłam znaczące potakiwania głowami.
Pielęgniarka stanęła jak wryta.
Ciężko było stwierdzić, co zaskoczyło ją bardziej- ostentacyjne podważenie jej autorytetu czy retoryczność pytania (no bo kto w Polsce dożywa takiego wieku).
Wykorzystując wahanie piguły, staruszka przystąpiła do ataku frontalnego wyciągając z rękawa etos, który całkiem niedawno pozbawił nas kobiety decydowania o naszych własnych ciałach.
Etos, który ciąga reklamówki z zakupami, pada na kolana w kościołach, opiera i gotuje całym rodzinom, zbliża do królestwa niebieskiego.
Etos, który nakazuje mężczyznom całować nas w rączki, a jednocześnie pocałować się w dupy, gdy walczymy o swoje prawa.
Etos Matki Polki – dalekiej i biedniejszej krewniaczki, jaśnie nam panującej Królowej Polski.
„Ja proszę Pani urodziłam i wychowałam kilkoro dzieci sama i nikt mnie nigdy nie przepuszczał i nie pomagał!!!” – zabrzmiało gromko w poczekalni. Zaległa znacząca, pełna oczekiwania cisza. Wyzwanie zostało rzucone.
„No co się nic nie odzywa???” – zagadnęła pogardliwie staruszka patrząc na wciąż milczącą pielęgniarkę.
„Bo to co Pani powiedziała wypada tylko pozostawić bez komentarza.”- odparła smutno pielęgniarka.
Siwy kucyk żachnął się niepocieszony, że to koniec dyskusji, a zapewne tyle jeszcze było do powiedzenia.
Pielęgniarka odwróciła się na pięcie i odeszła pozostawiając wszystkich w … no właśnie- w czym? Poczuciu niesprawiedliwości? Rozczarowania? W jakiejkolwiek zadumie? Nawet nie chce mi się spekulować.
Ja wiem, że poczułam wiele emocji naraz.
Lekkie poczucie winy, że tak niezgrabnie swym brzuchem utorowałam sobie drogę na skróty w tej kolejkowej hierarchii.
Spory smutek, że pani z siwym kucykiem naprawdę łatwo nie było, i że nie znam losów jej życia, ale na pewno nie miała wielu przywilejów, które wywalczyły dla siebie jej córki i wnuczki.
I takie poczucie, że za tą złośliwością stoją lata rozczarowań, niedoceniania, braku empatii, z którymi trzeba było się zmierzyć, wziąć na klatę i przetrwać.
Ale też pewien zawód, że pomimo ciężaru, który się niosło, nie można się zdobyć na drobny gest życzliwości mając w pamięci te zapewne liczne przykłady niesprawiedliwości, z którymi się w życiu spotkało.
Mam nadzieję, że ten okrutny etos Matki Polki zostanie pogrzebany wraz z Wami - powojenne kobiety.
I nie odbierajcie tego, jako złorzeczenia.
To raczej wyraz ogromnej nadziei, że w przyszłości żadna z Nas, ani żaden z Was, nie będzie sączyć takich zjadliwości, bo nasze wspólne doświadczenia będą pozytywne.
I tego właśnie wyraz będziemy dawać kolejnym oczekującym polskiego i (o zgrozo) niepolskiego potomstwa.

wtorek, 7 czerwca 2022

Willy


 Moja siostra ma na przechowaniu dwa psy swojej znajomej.

Jeden z nich, o lordowsko brzmiącym imieniu Willy, ma chyba ze sto lat.
Pieszczotliwie nazywany „geriatrykiem”, to pies z serii „żywy wiecznie umierający”. Taki co to się stawia losowi i nie chce umrzeć.
Zupełnie jak jeden z pobocznych bohaterów „Czarodziejskiej góry” Manna; oporny pacjent uzdrowiska dla gruźlików, co to pomimo ciężkiego stanu, zejść z tego świata nie chciał. Któregoś razu przywołany przez lekarza do porządku kategorycznym „No niechże się Pan tak nie stawia!”, w końcu się zdecydował i odszedł w zaświaty.
Myślę, że z Willim nie byłoby tak łatwo.
Po bacznych obserwacjach zauważyłam, że jest coś, co tego psa zdecydowanie wyróżnia na tle jeszcze dwóch egzemplarzy posiadanych przez to gospodarstwo. Willy nie ustaje. Nie ustaje w wysiłkach, by żyć. Jak w tym starym kawale z dzieciństwa- nie pije, nie pali, a chodzi- tak Willy nie słyszy, nie widzi, ale wciąż idzie w życie jak w dym. Może to dlatego, że kładzenie się i wstawanie przychodzi mu z coraz większym trudem, Willy instynktownie postanowił te czynności ograniczyć do minimum.
Jest jak psie perpetuum mobile.
Gdy pozostałe egzemplarze odpoczywają, Willy słaniając się na chudziutkich nóżkach, przemierza chwiejnym krokiem obejście.
Czasem zagubi się w rzeczywistości, wykona kilka obrotów wokół własnej osi, by po chwili znów powrócić na trajektorię swego losu.
Gdy inne psy z zaciętością biegną do bramy, bo wydarza się coś niezwykle ciekawego, Willy też biegnie. Wtedy chciałoby się biec przy nim, by w razie co złapać go zanim pogruchocze sobie kości upadkiem. Jednak Willy wciąż z zaciętością łapie równowagę. I choć dobiega do bramy zwykle wtedy, gdy obiekt zainteresowania ginie za horyzontem, to jest zwycięzcą w tej nierównej walce ze starością. Jeszcze raz się podniósł, jeszcze raz zawalczył o siebie i dał się ponieść instynktowi.
Willy jest jak człowiek. Jak każdy z nas, walczy z bezsensem istnienia.
Gdyby nie ruch, w który siebie wprawiamy, wielu z nas stojąc w miejscu lub leżąc, już dawno by się poddało. Bo czymże innym, jak nie ruchem, jest życie. Atomy pozostają w wiecznym biegu, myśli gonią, krew płynie. Sięgamy dalej, wyżej. Chcemy więcej i mocniej. Czujemy intensywniej i głębiej. Bez tego podążania w głąb i wszerz zastyglibyśmy wcześniej, niż chce tego biologia.
Paradoksem jednak jest to, że nieraz niezwykle ciężko jest zwolnić. Jak to mówią, ciało raz puszczone w ruch, dalej puszcza się samo. Tylko, że nie o ciało w tym ambarasie chodzi, a o coś bardziej skomplikowanego i zagadkowego- nasz umysł, świadomość, jaźń.
Taki Willy na przykład wie, kiedy dać sobie na luz.
Chodząc na tyczkowatych nóżkach, co jakiś czas zatrzymuje się i patrzy ledwie widzącym wzrokiem gdzieś w dal, a może i nawet w głąb siebie. Chwila refleksji, odpoczynku, z zastanowieniem obiera nowy azymut, i rusza w dalszą podróż ku wątpliwej przygodzie.
Pomimo wieku i ograniczonego zasobu sił zdaje się nie forsować swego wątłego ciała. Nie idzie szybciej niż może, nie biegnie dalej niż da radę.
Jest w tym jakiś balans, pomiędzy tym czego pragnie jego pieska dusza, a tym czemu może sprostać jego nadgryzione zębem czasu ciało.
A nam zdarza się zapomnieć, że ruch to jednak nie wszystko. Ile razy zdarza mi się ignorować, że mam ciało, a ono potrzebuje. Nawet teraz, w zmienionych okolicznościach przyrody, gdy ciało me je i myśli za dwoje, frustruję się na niedogodności, spowolnienie, zadyszki, nieprzystawalność moich możliwości do chęci. Gdy ono mówi „nie”, ja wciąż na przekór mówię ”tak”. Ale ni chuja to nie daje. I moje „ja” jest tym wielce niepocieszone.
Tak to jest, gdy się człowiek rozsmakuje w dualizmie, a życie uparcie przypomina, że tylko holistyczne podejście ma sens, by nie zniszczyć siebie za szybko.
Taki Willy na przykład to wie. Dlatego drepcze po tej ziemi już tyle lat. Myślę, że może nawet już 102. Jak ten Rudy i pies.