poniedziałek, 18 lipca 2016

"Jaśnie pan", czyli kolejna powieść Jaume Cabre

Rok temu,  zachęcona przez Michała Nogasia w trójkowej audycji "Z najwyższej półki", sięgnęłam po pierwszą przetłumaczoną na język polski powieść katalońskiego pisarza Jaume Cabre. "Wyznaję" to jedna z najgenialniejszych książek, jakie czytałam. Wciągnięta w tę szkatułkową opowieść, od której nie można się oderwać, spędziłam godziny w zachwycie nad stylem pisarza.

Zachęcone sukcesem Wydawnictwo Literackie, sięgnęło po wcześniejsze tytuły i już wkrótce ukazały się "Głosy Pamano", które nie dorównywały genialności "Wyznaję", ale też zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Siłą rzeczy więc, nie pozostawało nic innego, jak zatopić się w lekturze "Jaśnie Pana", który też mnie nie zawiódł.

Tytułowy Jaśnie pan to sędzie i prezes trybunału w Barcelonie w czasach monarchii absolutnej. Cała powieść to historia kryminalna, a przy okazji traktat o nadużyciach władzy, bezmyślności i egoizmie urzędników, o niewinnych ofiarach tego bezlitosnego systemu. To też świetna powieść psychologiczna analizująca najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy- tej niewinnej i tej przegniłej do szpiku kości.

Czytając Cabre nie da się nie zakreślić dziesiątków cytatów, które świadczą o wyśmienitej erudycji autora, ale też sprawności przekładu. Niechże więc autor sam się zareklamuje :)

"Don Rafel, nie wdając się w dyskusję z żoną, otworzył drzwi. Podniósł kołnierz fraka. Doña Marianna miała rację: padało i było zimno; nie mógł wynieść na zewnątrz teleskopu, by podglądać magiczną Mgławicę Oriona. Ale on chciał rozmyślać o doñi Gaietanie, a cudzołożne myśli potrzebują otwartej przestrzeni, żeby nabrać rozmachu."

"Lata bezustannego przebywania w bezpośrednim kontakcie ze światem prawa odcisnęły się w jego duszy. Każdego dnia widział, jak defilowali przed Trybunałem mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy. Ich czyny były sądzone przez niekompetentną bandę, do której on też miał honor się zaliczać, przez ludzi bardziej zainteresowanych własnymi rywalizacjami, zawiścią, intrygami i plotkami niż przypuszczalnym, nierozpoznanym dramatem osobistym tych nieszczęśników z szeroko otwartymi oczami i tyłkiem ściśniętym przerażeniem słuchających wyroku, który skracał ich życie o pięć, dziesięć, dwadzieścia lat albo, przy odrobinie szczęścia, o głowę."

"Od czasu do czasu ustawiał teleskop w ogrodzie i śnił na jawie, rekompensując sobie w ten sposób wieczne niezadowolenie malkontenta, zazdroszczącego innym pozycji, bogactwa oraz urodziwych dam; niektórym, nielicznym, mądrości; paru osobnikom przezorności; zazdrościłby też szczęścia, choć nim akurat prawie nikt nie mógł się pochwalić. Z tego to powodu jego życiem kierowało bezustanne drżenie nienasyconego serca. To ono sprawiało, że marzył, mimo że nie był poetą, zakochiwał się, mimo że daleko mu było do Don Juana, i bezustannie piął się w górę ponad innych, starając się wierzyć, że na tym polega szczęście. A dzięki swojej inteligencji, na przekór zawiści i nienawiści innych utrzymywał zdobytą pozycję. W tym wszystkim chodziło tylko o szukanie szczęścia, desperacko i po omacku. Niestety, cel ciągle pozostawał nieosiągalny. W chwilach szczerości musiał przyznać, że jest najwyżej w połowie drogi. Dokładnie jak Jowisz. Don Rafel miał coś z Jowisza: za duży, za ambitny, za bardzo nadęty jak na solidną planetę; za mały, za słaby, by stać się gwiazdą z ogniem, energią i własnym światłem. Jednakże, podobnie jak Jowisz, dysponował satelitami."

"I przypominam panu, don Manuelu, że dopóki ja będę cywilnym prezesem Trybunału, drugim filarem Królewskiej Umowy –teraz wznosił palec teatralnym gestem, identyfikując się w pełni z własnym przemówieniem –nie chcę żadnych zamieszek w Barcelonie. Tacy ludzie jak ten Perramon muszą zostać usunięci z naszego społeczeństwa. –Tu spojrzał kątem oka, żeby sprawdzić, jaki wywarł efekt na podwładnym, bo jak szeptano na sądowych korytarzach, podwładny to wróg, tylko prowizorycznie zneutralizowany."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz