Wczoraj pochmurną polską jesień rozwiał poryw kalifornijskiej oceanicznej bryzy, a wszystko to w chwili gdy Richie Kotzen wkroczył na scenę warszawskiej Progresji i i dotknął strun swojej gitary. Promując swoją nową płytę Richie pierwszy raz zawitał w Polsce i sądząc po tym, jak niezwykle optymistycznie został przyjęty przez swoich fanów, na pewno zechce tu jeszcze wrócić.
I świetnie. Bo warto posłuchać i zobaczyć genialnego muzyka w akcji. Richie i jego gitara to zupełna jedność, a świetny wokal dopełnia tylko całości. Gdy popłynęły pierwsze dźwięki, wiedziałam już, że tego koncertu nie da się już zapomnieć. Bo Richie, jak powiedział mój kolega P., to "stage animal" i ze świecą kogoś takiego szukać na polskiej scence muzycznej. Perfekcyjny w każdym calu, a jednocześnie niezwykle ekspresyjny i spontaniczny- mieszanka wybuchowa talentu i seksu. Więcej dodawać nie trzeba. Bo w Richiem można się zakochać ... uwierzcie. Wrażliwy z niego chłopak, o czym świadczą teksty i muzyka, a jednocześnie diable spojrzenie .... Sam przecież śpiewa : "I'm doing what the devil says to do" :). Czegóż chcieć więcej- po prostu kwintesencja rockendrollowca.
A po koncercie i czterech bisach Richie (lekko zmęczony :) wyszedł by podpisywać płyty.
I udało się zagadać i zrobić zdjęcie. No pięknie było ... .
I świetnie. Bo warto posłuchać i zobaczyć genialnego muzyka w akcji. Richie i jego gitara to zupełna jedność, a świetny wokal dopełnia tylko całości. Gdy popłynęły pierwsze dźwięki, wiedziałam już, że tego koncertu nie da się już zapomnieć. Bo Richie, jak powiedział mój kolega P., to "stage animal" i ze świecą kogoś takiego szukać na polskiej scence muzycznej. Perfekcyjny w każdym calu, a jednocześnie niezwykle ekspresyjny i spontaniczny- mieszanka wybuchowa talentu i seksu. Więcej dodawać nie trzeba. Bo w Richiem można się zakochać ... uwierzcie. Wrażliwy z niego chłopak, o czym świadczą teksty i muzyka, a jednocześnie diable spojrzenie .... Sam przecież śpiewa : "I'm doing what the devil says to do" :). Czegóż chcieć więcej- po prostu kwintesencja rockendrollowca.
A po koncercie i czterech bisach Richie (lekko zmęczony :) wyszedł by podpisywać płyty.
I udało się zagadać i zrobić zdjęcie. No pięknie było ... .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz