czwartek, 9 września 2021

Gonitwa

 Podczas spaceru z psami natknęłam się na dość stereotypowy, a jednakże dający mi do myślenia obrazek.

Dziewczęcy różowy rowerek przyozdobiony kokardkami. Na nim kilkuletnia dziewczynka z mysimi ogonkami wystającymi spod (a jakże) różowego kasku, przebierająca nóżkami tak, że pedały mało co nie wypadną, zaraz po kołach pędzących z zawrotną prędkością.
Za nią nieporównywalnie większy tato, w prawie różowej koszulce opinającej wydatny brzuszek. Z zasapanego gardła rozlega się pełen zaniepokojenia okrzyk : „Gdzie tak pędziiiiiisz??? Wolniej!!!!”. Odpowiada mu dziewczęcy chichot, a małe nóżki nabierają tempa, choć wydawało się, że szybciej już nie można.
Uśmiechnęłam się pod nosem i taka mnie naszła refleksja, że to cudowna metafora rodzicielstwa. Że tak ma właśnie być. Że dzieci gonią do przodu i zmuszają nas bysmy podążali za nimi.
Czasem je doganiamy i chwytamy za rękawy, bo za szybko, nierozważnie, bo więcej w nas samych strachu niż w nich. Nieraz doganiamy je by iść razem, wskazać drogę, porozmawiać, porozważać. Często zostajemy z tyłu i patrzymy jak rozpędzają koła i znikają za zakrętem.
I pomyślałam jeszcze, że to cudowne, bo w tym biegu nie chcemy nikogo prześcignąć. Nie chcemy być lepsi, silniejsi, bogatsi, piękniejsi. Tu nie ma kapitalistycznej rywalizacji; tu życie mierzy się inną miarą.
I po chwili wróciłam do rzeczywistości, bo jak to mówią, kupa sama się nie posprząta. A szkoda żeby ktoś wjechał rowerem