wtorek, 12 października 2021

SOR

Czy znacie to uczucie, gdy początkowo obce miejsce, wraz z mijaniem kolejnych godzin, staje się takie zaznajomione, zaprzyjaźnione? Pokój hotelowy, sala weselna, szpital … .
Dwa dni temu spędziłam całą noc na SORze podpięta pod maszynerię, z nieprzyjaznym wenflonem i kolejną kroplówką wtłaczaną na siłę w żyły. Zmieniłam perspektywę z pionowej na poziomą. W głowie zamęt, naokoło chaos ostrego dyżuru. Nieustanne dźwięki dochodzące zza kotar. Rozkazy, medyczne zagadki, upominanie niesubordynowanych pacjentów; ordynowanie wkłuć, intubacji, szum tlenu, chrapania, jęczenia, śmiechy … . Kroplówka, pielęgniarka, jak się pani czuje, przykryć, jedziemy na tomografię, nie oddychać, oddychać… Wszystko obce i przerażające, wszechogarniająca bezradność i walka ze sobą, żeby zaufać, poddać się temu, oddać kontrolę.
Gdy w końcu udało mi się oswoić pierwszy strach, powstrzymać łzy, zaakceptować sytuację, po raz kolejny zauważyłam ten niesamowity proces zespalania się z przestrzenią , w której się znalazłam. Tak jakby podświadomie próbowałam zaprzyjaźnić się ze ścianami, sufitem, nowymi twarzami, dotykającymi mnie dłońmi. Jakby mózg zaczął pracować w innym trybie, trybie przetrwania, opanowania, dostosowania. Wszystko by zapobiec panice.
Wzrok omiatał pomieszczenie, przyzwyczajał się do kolorów, faktur, zaczynał zauważać szczegóły. Przytłaczające początkowo dźwięki zaczęły grać w symfonii z zastaną przestrzenią.
Pod oknem charczy pani, co chciała popełnić samobójstwo. Ktoś stety/niestety odratował ją w porę. „Czy pamięta co zrobiła? Skąd tych tabletek nabrała?”.
Po prawej nieprzytomny, naćpany mężczyzna dochodził do siebie po szalonej nocy. „A czego się naćpał? Heroina, kokaina?”. „ Nieee, tolko wodka! Musi podsypali …!”. „O słyszycie go, jakich dobrych kolegów ma, co za darmo narkotyki podsypują. Pogubił buty, telefon, i jak teraz do domu pójdzie? Jak jeszcze raz wróci to głowę przy samym tyłku urwę”.
Po lewej „dziadek” mocuje się z rurkami, wenflonem, charczy, sapie. „Nie zdejmuje maski! Bo zaraz ręce przywiążę. Jak zdejmie to może umrzeć. Ile razy powtarzać?”- sztorcuje ratownik przerażonego mężczyznę.
W tej przestrzeni tabu zdaje się nie istnieć, a śpiewne, podlaskie gadanie w trzeciej osobie skraca dystans i ustawia relacje na poziomie dorosły-dziecko. Może to dla dobra pacjenta?
A ja leżę i leżę i leżę. Medytacyjnie liczę kratki w wywietrzniku. Liczę krople spadające do rurki. Liczę śrubki. Na kilku wlotach na suficie zauważam naklejone zielone litery „Wm”. Dopisuję do nich słowa : Warmińsko-mazurskie, Wysokie mazowieckie, Wynocha marudo, Wybacz mamie … . Zawieszam się nad filozofią tych intuicyjnych skojarzeń.
"A czego nie śpi?". "Nie dam rady, milion myśli ... ."
I nawet nie wiem kiedy nadchodzi poranek, sala pustoszeje, słucham rozluźnionych głosów personelu zmęczonego całonocnym dyżurem. Czekam na karetkę, by pojechać do innego szpitala. I oswajanie zacznie się na nowo… .
P.S. Uprzedzam pytania i zamartwianie się- żyję, nie zamierzam jeszcze umierać, i niech badają – zdrowsza będę 😊