środa, 13 lipca 2016

Małe życie

Odkąd zaczęłam regularnie czytywać magazyn "Książki" wydawany przez Agorę, nie mam problemów z wyborem ciekawych pozycji spośród tysięcy nowych powieści, które ukazują się rocznie na rynku wydawniczym. Zachęcona wywiadem z autorką powieści Hanyą Yanagahira sięgnęłam zatem po "Małe życie", które pochłonęło mnie od pierwszych kartek.

Po krótce, to opowieść o męskich przyjaźniach, miłościach, krzywdach, poświęceniach. O odkupieniu, poszukiwaniu siebie. A to wszystko zamknięte w Małym życiu, które jest udziałem każdego z nas. Jedno ze zdań określających książkę na którymś z portali brzmiało, że jest to swoista pochwała życia. Zgodzę, się, a i owszem, natomiast dodam, że zamknięta w gorzkiej pigułce. Bo choćby najciekawsze życie się prowadziło, jest ono jednak małe w perspektywie kosmosu. 

Książka ta pozostawiła we mnie swoistą nostalgię i pogłębiła tylko świadomość, że wszystko, choćby najbardziej intensywne, trwa za krótko i jest skończone. Mędrcy twierdzą, że prawdziwe życie zaczyna się dopiero wtedy, gdy uświadomimy sobie swoją śmiertelność, gdy do głębi pojmiemy, że kiedyś, być może już wkrótce, nas tu nie będzie. Dopiero wtedy można w pełni docenić mijającą chwilę, pokierować własnym życiem nie roniąc ani momentu. Klimat książki idealnie wpisał się w moje aktualne przemyślenia, próby przewartościowania otaczającej mnie rzeczywistości; filtry, przez które przesiewam teraźniejszość. I już na zawsze "Małe życie" i jego główny, pokaleczony przez okrucieństwo ludzi bohater Jude, będzie mi się kojarzył z deszczowym polskim latem, na które nie ma co narzekać, bo kto wie, może to moje ostatnie ... .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz