sobota, 6 sierpnia 2022

Matki Polki


 Jak już wcześniej pisałam, cyklicznie co dwa tygodnie wracam jak bumerang do Pana Doktora, co to nic nie mówi, a pojawia się i znika w tajemniczy sposób.

Swoim enigmatycznym zachowaniem i marnymi zdolnościami komunikacyjnymi niezmiennie wywołuje spory wśród oczekujących pod gabinetem pacjentów. Czy obowiązuje kolejka czy ustalone godziny? Czy można już wchodzić czy nie? Czy na NFZ wciąż jest gorzej niż prywatnie?
Repertuar debat pozostaje wciąż ten sam i po kilku wizytach zaczął mnie okrutnie nudzić.
Niechcący jednak stałam się ostatnio tym przysłowiowym kijem w mrowisku, co to rozpętuje burzę, podnosi ciśnienia i swoim zaistnieniem burzy agendę podgabinetowych utyskiwań.
Niechcący wrzuciłam nieskromny kamyk do debaty o naszej feministycznej polskości. Choć w zasadzie polskość feministyczna brzmi trochę jak oksymoron, co to wewnętrznie sprzeczny nie mówi nic, ale tym samym jednoznacznie stwierdza, że coś jest nie tak.
Okazuje się bowiem, że w Polsce status kobiety w zaawansowanej ciąży jest tyleż samo widoczny, co teoretyczny.
Wtaczam się korytarzem, najpierw brzuch, potem tyłek. Zasapana, bo trzeba było wejść aż na pierwsze piętro. Nie narzekam, stwierdzam fakt. Kolejka długa w ciul- pewnie znowu potężne opóźnienie. Pytam kto ostatni, nie pytam o godziny przyjęć. Średnia wieku 70. Zdecydowana przewaga kobiet. Wszyscy zamaskowani. Poznasz ich intencje tylko po oczach.
Zasiadam na krzesełku, wyjmuję książkę, uspokajam oddech.
„Ale Pani jest w zaawansowanej ciąży to powinna na początek kolejki iść.”- odzywa się siedząca obok urokliwa starsza pani z burzą rudych, niesfornych loków. Oczy skrzą się filuternie. Czuć, że w tym ciele jest jeszcze wiele empatii i radości życia.
„Dziękuję, ale nie chcę wywoływać zamieszania. Poczekam na swoją kolej.”- odpowiadam.
„To zróbmy tak- ja Panią wpuszczam przed siebie. I nie przyjmuję odmowy!” – proponuje uśmiechając się oczami.
Dziękuję jej serdecznie za uprzejmość. I miło mi się robi, że ktoś wykazał się takim przyjaznym gestem.
Po chwili zza rogu korytarza wychodzi pracująca w tym przybytku pielęgniarka. Od razu namierza mnie swoim profesjonalnym okiem i tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazuje – „Zapraszam Panią za mną!”.
Nim się zorientowałam stałyśmy już na początku kolejki.
„Szanowni Państwo! Ta Pani jest w zaawansowanej ciąży, zatem należy jej się miejsce poza kolejką. Bardzo proszę o jej przepuszczenie i jak tylko wyjdzie pacjent to Pani ma pierwszeństwo.”- wyperorowała stanowczo, acz przyjaźnie pielęgniarka.
I ni stąd ni zowąd znajduję się pod ostrzałem zniechęconych i nieprzyjaznych spojrzeń. Ech, gdybyście usłyszeli ten pomruk niezgody, szum zdrady narodowej, szepty niezadowolenia, które zburzyły spokój poczekalni.
Nagle z tej ogólnej, utajonej niezgody wyrywa się głos pewnej aktywistki, która odważa się głośno i dobitnie wypowiedzieć zdanie, które zdaje się podzielać większość niezadowolonego towarzystwa.
„Proszę Pani, a jak ja bym miała sto lat, to też by mnie pani wpuściła bez kolejki???” – zapytała głośno zażywna kobiecina z siwym kucykiem, nie kryjąc złośliwości.
Pomruk aprobaty rozszedł się po korytarzu. Tu i ówdzie zobaczyłam znaczące potakiwania głowami.
Pielęgniarka stanęła jak wryta.
Ciężko było stwierdzić, co zaskoczyło ją bardziej- ostentacyjne podważenie jej autorytetu czy retoryczność pytania (no bo kto w Polsce dożywa takiego wieku).
Wykorzystując wahanie piguły, staruszka przystąpiła do ataku frontalnego wyciągając z rękawa etos, który całkiem niedawno pozbawił nas kobiety decydowania o naszych własnych ciałach.
Etos, który ciąga reklamówki z zakupami, pada na kolana w kościołach, opiera i gotuje całym rodzinom, zbliża do królestwa niebieskiego.
Etos, który nakazuje mężczyznom całować nas w rączki, a jednocześnie pocałować się w dupy, gdy walczymy o swoje prawa.
Etos Matki Polki – dalekiej i biedniejszej krewniaczki, jaśnie nam panującej Królowej Polski.
„Ja proszę Pani urodziłam i wychowałam kilkoro dzieci sama i nikt mnie nigdy nie przepuszczał i nie pomagał!!!” – zabrzmiało gromko w poczekalni. Zaległa znacząca, pełna oczekiwania cisza. Wyzwanie zostało rzucone.
„No co się nic nie odzywa???” – zagadnęła pogardliwie staruszka patrząc na wciąż milczącą pielęgniarkę.
„Bo to co Pani powiedziała wypada tylko pozostawić bez komentarza.”- odparła smutno pielęgniarka.
Siwy kucyk żachnął się niepocieszony, że to koniec dyskusji, a zapewne tyle jeszcze było do powiedzenia.
Pielęgniarka odwróciła się na pięcie i odeszła pozostawiając wszystkich w … no właśnie- w czym? Poczuciu niesprawiedliwości? Rozczarowania? W jakiejkolwiek zadumie? Nawet nie chce mi się spekulować.
Ja wiem, że poczułam wiele emocji naraz.
Lekkie poczucie winy, że tak niezgrabnie swym brzuchem utorowałam sobie drogę na skróty w tej kolejkowej hierarchii.
Spory smutek, że pani z siwym kucykiem naprawdę łatwo nie było, i że nie znam losów jej życia, ale na pewno nie miała wielu przywilejów, które wywalczyły dla siebie jej córki i wnuczki.
I takie poczucie, że za tą złośliwością stoją lata rozczarowań, niedoceniania, braku empatii, z którymi trzeba było się zmierzyć, wziąć na klatę i przetrwać.
Ale też pewien zawód, że pomimo ciężaru, który się niosło, nie można się zdobyć na drobny gest życzliwości mając w pamięci te zapewne liczne przykłady niesprawiedliwości, z którymi się w życiu spotkało.
Mam nadzieję, że ten okrutny etos Matki Polki zostanie pogrzebany wraz z Wami - powojenne kobiety.
I nie odbierajcie tego, jako złorzeczenia.
To raczej wyraz ogromnej nadziei, że w przyszłości żadna z Nas, ani żaden z Was, nie będzie sączyć takich zjadliwości, bo nasze wspólne doświadczenia będą pozytywne.
I tego właśnie wyraz będziemy dawać kolejnym oczekującym polskiego i (o zgrozo) niepolskiego potomstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz