poniedziałek, 14 lipca 2008

Weekend uciekł mi sprzed nosa- jak zwykle, gdy na horyzoncie pojawia się granie. Całe szczęście przede mną jeszcze tylko jedno- ostatnie- uff. Nie sądziłam, że dam radę jeszcze w ósmym miesiącu porywać się na takie szaleństwa, i pewnie gdyby nie zaistniała konieczność, nie miałabym tyle siły. Ale jak to mówią- człowiek przyzwyczai się do wszystkiego. Całe szczęście jak na razie moja ciąża przebiega niezakłócenie, bez żadnych większych dolegliwości, jednakże czuję już, że podejmuję coraz większe ryzyko tymi swoimi nocnymi eskapadami. Jeszcze nie urodziłam, a już jestem nierozsądną matką. Mam nadzieję, że to szaleństwo nie odbije sie negatywnie na moim dziecku.
.
A tymczasem lato w pełnym rozkwicie. Obfitość warzyw i owoców zachęca do nieprzyzwoitego obżarstwa, a słoneczne chwile wzmagają chęć do błogiego lenistwa. Szkoda tylko, że nie korzystam z długich i ciepłych wieczorów- już o 22 dopada mnie skrajne zmęcznie i jestem tylko w stanie dowlec się do łóżka i zasnąć, by obudzić się jeszcze co najmniej dwa razy z nieprzemożoną chęcią skorzystania z ubikacji :) Lato 2008 to dla mnie lato biologiczne- oczekiwanie i obserwacja zmieniającej się mnie i rosnącego Maluszka. Bardziej niż zwykle czuję związek z naturą, która dojrzewa, by na jesień rodzić plony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz