środa, 11 listopada 2009

Na jak długo?

Zupełna błogość- kubek kawy, nie słychać tykania zegara (bo wszystkie elektroniczne), a jedynie cichy szum laptopa i kląskanie klawiatury. Zatapiam się w tej chwili tylko mojej- smakuję jej detale, od dawna już nie próbowane. W końcu dopadła mnie, wypełnia mnie rozkosznie harmonia ciała i ducha. Nie wiem na jak długo, ale przecież teraz to nieważne. Zapomniałam już, że liczy się tylko to co tu i teraz. Jak błogo gdy myśli nie dryfują w przeszłość, gdy wyobraźnia nie podsuwa niemożliwego. A jednocześnie tęskno...
.
Za oknem ponuro. Podwórkowy mokry asfalt pozalepiany jest gęsto żółtymi liśćmi dębu.
Dąb?
Skąd dąb, skoro wokoło tylko kasztanowce?
Zagadkowy ten listopad.
Rozciąga się w czasie i przestrzeni, zalęga w myślach, zasnuwa słońce, rozlewa i powoduje mdłości jak kiepskie wino.
Byle do wiosny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz